Człowiek jest wiel­ki nie przez to, co po­siada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
Jan Paweł II


"Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem."
Paulo Coelho "Alchemik"


poniedziałek, 14 stycznia 2013

Pokonana

Nie wierze!!!
Masakra!!!

Nie ma jak to zacząć ferie w chorobie. Nie ma chyba nic piękniejszego. Jestem sama z siebie dumna. Łóżko, kołderka i ja- świetny trójkącik. Dorzucając laptopa wychodzi kwadracik :) A teraz tak na poważnie:

Wczoraj już czułam, że będzie coś nie tak. Głowa mnie bolała strasznie, wzięłam tabletkę i nic, później wzięłam kolejną i troszeczkę było lepiej. Oprócz uporczywego bólu głowy dostałam kaszel, który był straszny. Ale jak to ja nie przejmowałam się zbytnio, bo wiedziałam że szybko przejdzie. W nocy gdzieś po północy postanowiłam iść spać, tak mi było zimno, że masakra. Trzęsłam się sama z siebie. Nie potrafiłam usnąć. Udało mi się to dopiero po drugiej. Spało się fajnie, ale niestety tylko około dwie godzinki. Przed czwartą się zbudziłam, miałam sucho w gardle więc poszłam po wodę. Jak schodziłam ze schodów to myślałam że niedługo z nich spadnę. Nie miałam siły nawet po nich stąpać. Gdy wróciłam znowu mi było zimno i znowu się trzęsłam. Po piątej usnęłam. Następna i to już ostatnia pobudka była o 06.20. Podniosłam się z łóżka, to była godzina o której mama wstaje by przygotować śniadanie tacie i wujowi do pracy. Wiedziałam że będzie w kuchni więc poszłam zrobić sobie herbatę. I tam odbyła się akcja. Woda była już wstawiona. Wyciągnęłam kubek, włożyłam torebkę herbaty, i tak stoję przy szafie. W głowie mam szum, a na dodatek mi niedobrze. Zalałam herbatkę i podeszłam do lodówki by wyciągnąć cytrynę. Stanęłam przy niej i momentalnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Szum z głowie narastał, zaczynałam tracić równowagę, nie wiedziałam co się ze mną ani w okół mnie dzieje. Usłyszałam z ledwością mamę: "Bo się przewrócisz". Zaprowadziła mnie na krzesełko, żebym usiadła. Sama nie byłam w stanie iść. Gdy już siedziałam ten szum mnie przerażał. Aż w końcu mi się zrobiło niedobrze. Jedna myśl przeszła do mózgu- łazienka. Nie wiem jakim cudem, ale tam doszłam. Tam było tylko takie bleee.... Nie wiem co to było ale siedziało we mnie i nie chciało wyjść na świat. Aż w końcu wyplułam takie coś żółte. Ale nie będę tu obrzydzać. Po tym incydencie czuję się lepiej. Co prawda nie śpię od 06.20 ale da się wytrzymać. Po prostu zostałam pokonana przez jakieś coś silniejsze ode mnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz