Kolejny weekend wakacyjny minął.
Piątek i sobota poza domem. Odwiedzimy babci. Nienawidzę szpitali. Tam jest okropnie, a jeszcze tym bardziej jak ktoś bliski tam leży. A jak zobaczyłam w piątek babcię to nie było tak źle. Myślałam sobie, jest silna szybko z tego wyjdzie. A jak dowiedziałam się prawdy...
Ja sobie tego nie wyobrażam. Przecież jeszcze niedawno śmigała swoją bryką. Ona nie umiała usiedzieć godzinki w domu. Zawsze gdzieś jeździła. A teraz? Teraz to nawet swobodnie chodzić raczej nie będzie. Prawdopodobnie to ma być coraz gorzej. Już teraz ma takie przebłyski że nikogo nie poznaje. Opowiada jakieś historie, że jej dom zabrali, zapomina gdzie jest. W sobotę gdy u niej byliśmy i już wiedziałam, że ona z tego nie wyjdzie czułam się całkiem inaczej. W jednym momencie miałam łzy w oczach jak tak na nią patrzyłam. Ja nie mogę w to uwierzyć. Ja wiem że ona z tego wyjdzie, a wszystko będzie jak dawniej.
Całą sobotę było dobrze, próbowałam o tym wszystkim nie myśleć. Ale w nocy pękłam. Nie dałam już rady. Musiałam się wypłakać. Najgorsze jest to, że nie było komu. Tylko Zyzio na mnie patrzył. Dałam rade. Czasami są takie momenty, że trzeba popłakać potem wstać i powiedzieć "dam radę"... Ale czy ja na pewno dam radę? Chyba muszę...
Szczerze to nie wiem co dzisiaj na mnie, a raczej we mnie wtargnęło.
Od wczorajszej nocy czuję się koszmarnie. Dzisiaj przez cały dzień byłam tak jakby niedostępna. Nie było mnie. Było mi wszystko obojętne, a do tego wszyscy mnie wnerwiali. A to pytanie "co ci dzisiaj jest?" albo coś w tym stylu doprowadzało mnie do szału. W głowie miałam totalną pustkę. Myślałam że nie wytrzymam. Do tego mieliśmy gości bo na dożynki przyjechali zobaczyć i weszli na kawę, potem się przeciągnęło, zostali na grillu i tak miną dzień. Nawet nie chciało mi się śmiać z wywijasów Nikodema.
Właśnie dożynki... trwa "zabawa" zawsze szłam chociaż zobaczyć, chociaż nigdy nie ciągnęło mnie na tą stypę, ale dzisiaj nawet z domu nie mam ochoty wyjść.
"Noc spadających gwiazd"... wczoraj i dzisiaj najwięcej prawdopodobnie widać było i jest... Wczoraj nie widziałam ani jednej gdy wyjrzałam, a teraz to nawet gwiazd nie widzę... Koszmar. A miałam nadzieję że będą ładne widoki...
Może moje życie nie jest zbytnio ciekawe, ale w niektórych momentach skomplikowane a czasami nawet beznadziejne... Jednak są osoby, dla których warto żyć i dzięki którym w ogóle tu jestem. To właśnie im dedykuję wszystkie poniższe słowa...
Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
Jan Paweł II
Jan Paweł II
"Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem."
Paulo Coelho "Alchemik"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz