Człowiek jest wiel­ki nie przez to, co po­siada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
Jan Paweł II


"Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem."
Paulo Coelho "Alchemik"


wtorek, 14 sierpnia 2012

Kiepski dzień

Super że ten dzień już się kończy.
Mam już go dość...
Byłam tak zmęczona że spałam dzisiaj do późna. Gdy się obudziłam wiedziałam już co mnie czeka po zejściu na dół. Nie chciało mi się schodzić. Ale nie z tego powodu, że dopiero się obudziłam i mi się nie chce, ale z tego że wiedziałam że znowu będę musiała to przetrwać, że to znowu wróciło, że znowu będę musiała to znosić, że znowu może nie będę umiała sobie z tym poradzić. Ale cóż w końcu musiałam zejść. Na szczęście jej nie było w kuchni i jej nie widziałam. Był obiad. Nie zjadłam, bo na samą myśl o tym wszystkim mi się odechciało. Potem pomogłam babci trochę ogarnąć kuchnię i poszłam do pokoju. Musiałam się jakoś oderwać włączyłam sobie Madagaskar 3. Szczerze to nawet mi się śmiać z tego nie chciało. Potem czytałam książkę i wzięłam się za puzzle ale szybko mi się znudziło. Koło 18 Iza napisała czy przyjadę do Koryt. Myślę sobie ok, trochę się oderwie... Ale to nic nie dało. Codzienność i jej widok... to wszystko powracało, a do tego prawie przez cały dzień koszmarny ból głowy. Więc siedzimy z Izą i Pyśką i gadamy, gadamy i gadamy... Nie miałam na nic ochoty. Nie śmieszyły mnie żarty ani nic. Tylko tak siedziałam i słuchałam co ona opowiadają. Tak gdzieś po 30 minutach napisała Martyna i wpadłyśmy na pomysł że jak pojadę z powrotem to do niej wpadnę. Bo tą wizytę planowałyśmy już dawno, ale zawsze tak jakoś coś przeszkodziło. To u niej poprawił mi się humor. Ona potrafi sprawić że ja nie myślę o tym co było i co będzie. Liczy się co jest. Ta chwila. To że gadamy, śmiejemy się i czasami głupiejemy. Liczy się to że jest! A u niej było zabawnie. Pokazała mi swój pamiętnik i czytałyśmy. Trochę gadałyśmy i czas szybko minął. No i się zrobiło ciemno. Więc czas do domu. Nienawidzę wracać. To jest zawsze najgorsza część wycieczek i różnych odwiedzin. Ale zawsze trzeba przez to przejść. No i wróciłam. Nawet fajnie się jechało. Pełno gwiazd na niebie i tak ciemno. Mało samochodów na drodze. Ogólnie fajnie...
W domu musiałam jakąś tabletkę na głowę wziąć bo myślałam że nie wyrobie. Zjadłam kolację- płatki z mlekiem :) Potem wzięłam jeszcze arbuza i cos miałam wrażenie jakby był popsuty z lekka, ale co tam nic mi nie będzie.

Dzisiaj babcię wypisali ze szpitala. Teraz będzie mieć hospicjum domowe czy jak to tam się nazywa.
Mama tam pojechała, bo nie może jej przecież samej z dziadkiem zostawić. Oczywiście jest jeszcze ciotka, ale co ona sama zrobi jeżeli ma małe dziecko. A babcia musi mieć teraz opiekę 24h na dobę. Tak samo jak prababcia gdy jeszcze żyła.... Więc wracając do mamy... Nie było jej i przyjechała w sobotę. Od przeszło tygodnia nas nie widziała. Jak ja bym miała dzieci to bym chciała spędzić z nimi trochę czasu. A ona? 2 na 3 dni była w stanie nieosiągalnym tak delikatnie ujmując. I wczoraj i dzisiaj. Myślałam że nie wyrobie. Ale dałam rade. Ja wiedziałam że tak będzie. Teraz się ciesze że pojechała. Przynajmniej spokój będzie. Nie będę nerwów na nią tracić... Są chwile, np. ta dzisiejsza, że miałam jej dosyć.
Nieraz wole żeby jej nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz