Dowiedziałam się że jestem BEZCZELNA!
Super O.o Jestem z siebie dumna.
Niektórzy nauczyciele to są na prawdę jacyś dziwni. A zaczęło się to wszystko tak:
Była środa, lekcja religii zapowiedziana kartkówka, czy tam sprawdzian sama nie wiem co to było. No i piszemy, piszemy, napisałam co wiedziałam i zastanawiałam się nad kilkoma pytaniami. Tak się oparłam o stolik łokciem i spojrzałam jakie pytania ma koleżanka z ławki. Nie mówię, jakbym coś mówiła, albo próbowała w jakikolwiek sposób coś przekazać mogłaby się czepiać. Ale nawet nie pisnęłam a pani do mnie, że mam swoją kartkę i powinnam się nią zająć. No i kontra musiała być, no to odpowiedziałam że ja nic nie robię, a co to takiego, że patrzę sobie na pytania całkiem inne niż mam ja, a na dodatek gdy odpowiedzi są na innej kartce. To co mi da, że ja sobie spojrzę na pytanka. A że ja jestem ciekawa to muszę :) - oczywiście tego nie powiedziałam. Ona potem coś do mnie i chciała zabrać mi kartę, bo niby mam już skończyć pisać. A ja że niby dlaczego ja mam mieć mniej czasu od innych? Ona coś tam, coś tam, ja nie odpuściłam. Coś tam nawet chyba powiedziała że pyskuję. Ale mniejsza o to. Wymiana zdań i nagle ona do mnie "Ewangelia niedzielna" ahaaa... dobra. No to ja, że jak to jest możliwe żebym pamiętała co było w niedziele w kościele, a zresztą pytała z tego w środę to nie powtarzałam sobie. A ona czy umiem. Powiedziałam jedno zdanie. Spytała czy to tyle, a ja że tak. Spytałam jaką ocenę dostałam powiedziała 2, a ja głupia w nerwach nie zastanawiając się nad tym co mówie- "ooo... liczyłam na jeden" Ona otworzyła dziennik i coś tam dopisała. Wkurzona zamilknęłam- to dziwne. Po lekcji podeszłam do niej i pytam ile dostałam. A ona że 2 na szynach, tak jak chciałam. To ja, ładnie powiedziałam: przepraszam, ale ja nie chciałam ale po prostu powiedziałam że myślałam że dostanę jeden. Po tym stwierdziłam że ta cała rozmowa nie ma sensu i wściekła opuściłam tą klasę....
Rozdział drugi: POWTÓRKA Z ROZRYWKI
Lekcja chyba czwarta- Religia. Nawet nie pamiętam co dzisiaj zrobiłam złego. Chyba odpowiedziałam na jakieś pytanie, które miało pozostać retorycznym. I chyba znowu była jakaś wymiana zdać, ale na serio nie pamiętam. Wpisała mi uwagę. Nie wiem za co i nie wiem na jakiej podstawie! To jest szczyt szczytów. Normalnie chamówa. Spytałam się dlaczego mnie spytała o numer z dziennika, powiedziała, że porozmawiamy po lekcji. Spoko... Na legalu po lekcji sobie zostałam w klasie. I się pytam o to samo co wtedy. To ona do mnie: "przeczytam ci treść uwagi" a ja takie oczy i: to ja dostałam uwagę? Krótka i precyzyjna odpowiedź: TAK. Przeczytała: coś że nie słucham poleceń nauczyciela. Ale tego tez nie jestem pewna. To spytałam na jakiej podstawie kieruje we mnie takie zarzuty. Oczywiście odpowiedzieć nie potrafiła. Tylko potem stwierdziła że jestem bezczelna.Chyba o tej bezczelności też coś w uwadze było. Powiedziałam jej że ja nie jestem bezczelna, tylko szczera, a fakt że nieraz nie potrafię nie odpowiedzieć na pytanie, na które znam odpowiedź to u mnie normalka, tak samo jak to że stawiam na swoim i łatwo nie odpuszczam. Mam to już chyba wrodzone i chyba tak zostanie. Potem miałam jej dość i w nerwach wyszłam z klasy, prawie wybiegłam. Trochę się trzęsłam ale co tam.
Przepraszam bardzo, ale czy fakt że nauczyciel sugeruje coś uczniowi nie potrafiąc tego jakoś uzasadnić jest ok? Chyba nie. Sorry, ale mnie takie coś wkurza, tak samo było z panią od niemieckiego. Ja może i jestem trochę zadziorna, może i jestem nieraz zbyt szczera, może i nie potrafię odpuścić, może i muszę postawić na swoim, może i jestem przez to inna od wszystkich, ale nigdy nie mówię czegoś gdy wiem że to może obrazić drugiego człowieka, a nie potrafię tego uzasadnić. Bo jak już chcę komuś dogadać, to czymś co umiem odpowiednio wyargumentować. A stwierdzenie, że jestem bezczelna bez wyjaśnienia mnie obraziło.
To teraz się będę zastanawiać, czy jestem bezczelna... Może na serio taka jestem ;/ tylko nie zdaję sobie z tego sprawy.
Może moje życie nie jest zbytnio ciekawe, ale w niektórych momentach skomplikowane a czasami nawet beznadziejne... Jednak są osoby, dla których warto żyć i dzięki którym w ogóle tu jestem. To właśnie im dedykuję wszystkie poniższe słowa...
Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
Jan Paweł II
Jan Paweł II
"Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem."
Paulo Coelho "Alchemik"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz