Ojć jak te wakacje szybko zleciały, jeszcze wczoraj mogłam się kłócić z wszystkimi, że to jeszcze nie koniec, jeszcze przecież zostało kilka dni... Jednak dotarło w końcu do mnie, iż został nam weekend. Mamy już prawie piątek, a w poniedziałek idziemy na podbój! Ludzie, tylko spokojnie, na tym świat się nie kończy. To tylko 10 miesięcy, to tylko kolejne dziesięć miesięcy, które musimy przeżyć. Każdy przez to przechodził, przechodzi lub będzie przechodził :) Hola, hola... Za niedługo mam 18 lat, a nauka jest obowiązkowa do 18 roku życia :) Nie chce nic sugerować, ale.... Rzucam szkołę :) Jeszcze miesiąc i już mnie tam nie ma :) Żarcik oczywiście!!! Mam swoje priorytety i coś bym jednak chciała osiągnąć :) W końcu po coś zostałam zesłana na ten dziwny świat, podobno każdy ma tu jakąś swoją misję, więc trwajmy, żyjmy i cieszmy się z tego co mamy. No i podziękujmy mądrym ludziom, którzy żyli dużo, dużo, dużo i jeszcze raz dużo lat przed nami, i którzy bardzo czcili swoich cesarzy i tak dalej. Albowiem nie wiem czy wiecie, ale to dzięki nim lipiec i sierpień mają po 31 dni, a co za tym idzie wakacje są dłuższe o jeden dzień :) Nie zastanawialiście się kiedyś dlaczego to właśnie tak jest, że te dwa miesiące, które leżą obok siebie mają po 31 dni, a wszystkie inne na przemian 30 i 31, oczywiście oprócz lutego, który ma 28, ale to też jest z tym wszystkim związane. Ja wam to wszystko skrupulatnie wyjaśnię. Jeżeli to prawda co czytałam to po śmierci Julka Cezara dla jego czci i tak dalej "podarowano" mu siódmy miesiąc roku, czyli lipiec, było to jeszcze przed naszą erą czterdziesty któryś rok, tego już tak dobrze nie pamiętam :) A później tak ktoś się odezwał i zadecydowali, aby kolejny miesiąc był dla Auguścika (Oktawiana Augusta - jakbyście nie skojarzyli :) ) No, a żeby nie było, że jest gorszy czy coś w tym stylu nie mógł mieć krótszego miesiąca, więc dodali mu jeden dzień. Tylko wtedy nie zgadzałby się rok, bo musiałby mieć o jeden dzień więcej, a więc obcięli luty i pozostało mu tylko 28 dni. Tak odo dzięki starożytnym ludziom mamy dłuższe wakacje :)
Dziękujemy!!! :D
Może moje życie nie jest zbytnio ciekawe, ale w niektórych momentach skomplikowane a czasami nawet beznadziejne... Jednak są osoby, dla których warto żyć i dzięki którym w ogóle tu jestem. To właśnie im dedykuję wszystkie poniższe słowa...
Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
Jan Paweł II
Jan Paweł II
"Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem."
Paulo Coelho "Alchemik"
czwartek, 28 sierpnia 2014
wtorek, 26 sierpnia 2014
Dzień za dniem...
O jaaaaaaaa... Miałam tu być wczoooooooraj ! Czy nie sądzicie, że jak zaczynały się wakacje to mówiłam, że będę miała czas na pisanie? Yyyy - no właśnie chyba tak było. Jednak jestem dzisiaj, lepiej późno niż wcale, a poza tym ważne że się pojawiłam. Wiem jak bardzo się cieszycie. Pochwalę się znowu, tak, tak, tak - jestem chwalipięta. Tylko, że uwielbiam, swoje osiągnięcia i kolejne kilometry! :) Przecież nie będę tego wszystkiego gnieździć w sobie, jak mogę napisać, a wy przeczytacie. 16,19 km. Joł! Ten wysiłek wspaniale wpływa na moje samopoczucie. To chyba tylko dzięki temu te wakacje są do zniesienia. Co ja mówię, przebiegłam tylko trochę ponad 16 kilometrów. Co to jest? O czym ja tu mówię? -I tacy się znajdą. Jednak wskocz w wygodne buty, przebiegnij ten dystans, biegnij pod górkę i z górki, biegnij lasami i asfaltem, omijaj błoto i gałęzie, nie zatrzymuj się nigdzie, a gdy już dobiegniesz stań na przeciw mnie i powiedz, że to zrobiłeś. Wtedy przyznam Ci rację, że jestem kiepska :)
Co ja mówię. Przecież są lepsi i ja o tym wiem, ale do wszystkiego potrzebne są dni, tygodnie, miesiące i lata praktyk. A od kiedy ja biegam? Tak na poważnie to nie wiem, jednak wiem, że od 30 kwietnia wszystko mi się zapisuje w Endomondo. I wiem, że tamtego dnia robiłam już około 6 kilometrów. Heh, troszku mało w porównaniu do dzisiaj, ale jednak to dla mnie było "już". Później było raz mniej, raz więcej, zależy od sił. 10 maja miałam 7,3 km- tak to było dużo. Nie wiem co się ze mną działo, bo po tym dniu było tylko gorzej, może to przez naukę :) na coś trzeba zwalić. Dopiero miesiąc później 12 czerwca przebiłam 8 km. 1 lipiec- już wakacje i zaczęło się na ostro 9,5 km, a drugiego przebiłam 10 km i tak przez tydzień, ale później zaczęła się praca i nie było tyle sił. A jak były to były na krótsze dystanse, a poza tym tam nie było gdzie biegać :) starałam się trzymać formę jak tylko mogłam. Jednak zmądrzałam i daję odpocząć swojemu organizmowi bo czyłam jak mi odmawiał. 17 sierpnia grubszy dystans-12,6 km, no potem niedziela i 15,4 no i dziś. I na tym się kończy. Zobaczymy co jutro dzień przyniesie i na co siły pozwolą. Ale jutro chyba zrobię krótszą trasę, w czwartek będzie dzień odpoczynku, co do piątku to już mam plan, a weekend- yyyy... jeszcze daleko :P
Miałam jeszcze o niedzieli napisać jak się zaciągnęłam w las. Szukałam stawu, który niby jest w ligockich lasach :) No tak znak "do czerpania wody"- czy jakoś tak- jest, a więc tam się udałam, ale wody nie ujrzałam. Na szczęście znak o leśniczówce nie kłamał. Domek przyznam fajny. Nigdy bym jednak nie zamieszkała tam. Kompletna dzicz. Jak z horroru. Mieszkając tam nigdy bym żadnego horroru nie obejrzała i to jest pewne. Normalnie ostatni dom o lewej. Jeden biały domek, na środku polany, a w okół lasy! No i około 4 km do najbliższego sklepu. A jakbym nagle mała ochotę na coś słodkiego? Albo na naleśniki a nie miałabym mleka? Ludzie. Nie piszę się na taki scenariusz :) Niby jest git. Bo natura, świeże powietrze ect. Aaaaa... komary? yyyy.... definitywnie mówię -nie :) Ale szacun dla śmiałków :D Kłaniam się nisko. Jak już wspominałam byłam tam, a później chciałam wrócić inną drogą niż przybiegłam. I skręciłam w ścieżkę, która z lekka zarosła. Musiałam z biegu przenieść się na spacer, bo bym nie dała rady. Spacerek jednak był cool. I dotarłam do ścieżki, która ścieżką była. Równiutka, prościutka, i zachęcająca do biegu. Tak oto dobiegłam do końca lasu, a tam... barierka. No tak, bo do lasów można wejść, ale już wyjść to nie bardzo :) Następna scena jak z horroru. "Zatrzymać ją za wszelką cenę" A co jeśli w tamtym domu jednak nie mieszkają ludzie? Wampiry, wilkołaki, zombie.... Tym to komary by na pewno nie przeszkadzały. Podejrzane i logiczne. Wniosek z tego taki- więcej tam nie pobiegnę, wybierajmy neutralne grunty :)
I w tym momencie mają się pojawić zdjęcia
..............mają
.........się
.....pojawić
No tak, poszukiwania kabla USB.
Logika moja- przeszukać cały pokój, narzekać "przecież niedawno sprzątałam", "nigdzie go nie ma"
A on spoczywa tam gdzie zawsze :)
Oczywiście przed bieganiem musi być :)
I w trakcie sweet focie też :)
iiii.... ostatnie :)
A teraz mykam... chyba znów nie oglądnę filmu. Czaicie, że wczoraj włączyłam i nawet połowy nie obejrzałam bo padłam ze zmęczenia i właśnie dziś czuję to samo.
Chyba nawet go nie będę włączać ;/
Dobranoc :)
niedziela, 24 sierpnia 2014
Kac vs. Zakwasy
Mogę się pochwalić? Mogę? Mogę? Proszeeeeee.... :) Wiem ze mogę, a więc dziś przekroczyłam piętnastkę. Ten kto mnie zna to wie o co chodzi :) 15,4 km! Na własnych nóżkach :) Dziś miała być dłuższa relacja z tego biegu, bo choć bolało to było super. Jednak przepraszam, chyba nie dam rady. Zmęczenie ;( Nawet Terminator czasami wysiada :) Nic mi nie pozostaje jak tylko włączyć jakiś film, a później iść spać, a jutro może napiszę coś więcej :)

Może i to w dzisiejszych czasach dziwne i rzadko spotykane, ale ja należę do tej mniejszości młodzieży, która zamiast dyskoteki i alkoholu wybiera samotność w biegu, pokonywanie kolejnych kilometrów, ból po powrocie do domu, satysfakcje z samej siebie lub po prostu dobry film albo książkę.
Może i jestem dziwna, ale przynajmniej jestem sobą, a jak Ci się nie podoba- tam są drzwi!
sobota, 23 sierpnia 2014
niedziela, 17 sierpnia 2014
Tyle jeszcze drogi jest przed nami...
Jak samopoczucie? Ja jak na razie odczuwam bardzo przyjemny ból wyczerpania. Dziś 12,6 kilometra! Nogi na końcu myślałam, że już mi nie wytrzymają, ale dały radę, mózg znowu wygrał swoją walkę :) Stwierdziłam, że dzisiaj dłuższy dystans, bo jutro nie będę biegać, może na jakiś spacerek postawie. Zobaczymy jak to będzie. Póki co, dziś wyglądało to tak:
Odwiedziłam sąsiednie wioski :)
Teraz idę zapuścić jakiś film i mam nadzieję, że dziś zdołam zasnąć, a nie tak jak w poprzednich nocach. Dziś mam za sobą około 4,5 godzinki snu ;/ ale żyję i mam się dobrze gdyby kogoś interesowało. A fakt, że jutro muszę wstać o ósmej, jest 23 film będzie trwał nie więcej niż godziny, czyli jakbym zasnęła od razu to mam 7 godzin snu, oby tak było bo to dużooo w porównaniu do ostatnich nocy :)
A mi się nudziło ostatnio i mam takie coś :)
Idę na seans...
Ale mi coś zapachniało, chyba Dawid amciu robił, bo się głodna zrobię :)
sobota, 16 sierpnia 2014
Nocne kilometry :)
Jak biegać to po 22 :) W tym tygodniu to chyba takie motto mnie obowiązuje :) No dobra nie przez cały tydzień, bo w poniedziałek przybiegłam chyba przed 22, ale właśnie wtedy zrozumiałam, że te ciemności są fajne :) We wtorek miałam pobiec, ale te gwiazdy spadały i zawaliłam, ale w środę kilka minut przed dziesiątą chyba było i wystartowałam. Jedyny minus w tej godzinie jest taki, że trochę boję się biegnąć przez las, nie wiem czemu, ale tak jakoś dziwnie jak jest tak ciemno ;/ Więc robię sobie takie kółeczka w okół Korytnicy. Tak jak biegałam na początku, kilka lat temu. Właśnie, kiedy ja to zaczęłam ? Jakoś w gimnazjum tylko nie wiem, czy po pierwszej klasie czy po drugiej... Ale wtedy pamiętam nie potrafiłam tego dystansu pokonać :) A dziś robię pięć takich kółeczek :) Mogłabym więcej, ale zawsze mnie coś powstrzyma. Wróćmy do środy- już po kilkunastu minutach dopadł mnie deszcz. Najpierw to była taka przyjemna mżawka, później jednak się mocno rozpadało i moje wycieraczki przy okularach nie nadążały odbierać wody. No ok, przyznam się te wycieraczki mi się popsuły, no dobra... już nie będę was okłamywać, wcale ich nie zamontowałam :( Ale mimo deszczu było super. Przebiegłam 8,63 km, przybiegłam cała mokra ale i szczęśliwa :))) Wczoraj już był krótszy dystans tylko 5,36km- a dlaczego? Bo niektórzy mieszkańcy nie wiedzą, że gdy ma się wielkiego psa, to należy go zamykać! On był większy od mojego Rambusia... Jak mnie wystraszył to myślałam że padnę na zawał :) Na szczęście minęłam go szerokim łukiem i mnie nie zaatakował, jednak drugi raz tam nie pobiegłam i wybrałam kierunek dom stwierdzając "starczy na dziś" :) - a tej nocy księżyc był piękny!!! Dzisiaj księżyca nie było, ale były piękne gwiazdy i 8.56 km :) chciałam dobić dziewięciu, ale jak spojrzałam na zegarek i zobaczyłam że jest już po 23 to stwierdziłam, że starczy, a następnym razem wybiegnę wcześniej. :)
Pochwalę wam się, że zaczynam nadrabiać w miarę możliwości filmy, wczoraj oglądałam i dziś też :) Nawet dwa. Jutro może też coś sobie znajdę :)
A teraz dobranoc :)
Pochwalę wam się, że zaczynam nadrabiać w miarę możliwości filmy, wczoraj oglądałam i dziś też :) Nawet dwa. Jutro może też coś sobie znajdę :)
A teraz dobranoc :)
środa, 13 sierpnia 2014
Zapalniczka
Uwielbiam teksty kolesia :)
I czuła, że w oddali też żyją jacyś ludzie.
Pocierała dłońmi, nie bała się że uśnie.
Zamknęła powieki i zobaczyła światło...
Zaraz się obudziła i poczuła, że warto..
wtorek, 12 sierpnia 2014
Gwiazdy spadają
Spadające gwiazdy, życzenia, spoglądanie w niebo.... Tak to właśnie dziś. I nawet patrzyłam, zobaczyłam i pomyślałam. Jakby to wszystko było takie proste.... Ale to jest życie, nigdy nie znajdziemy przed tym syfem schronienia- to chyba nawet z jakiegoś kawałka.
Przeżywam jakiś kryzys - już wieku średniego? Ludzie, jeszcze nawet osiemnastu nie mam. Chyba raczej osobowościowy, jeżeli owy jest. W moim przypadku jest. Nie mam ochoty włączyć filmy, otworzyć ksiązki, chciałam bym tak po prostu wypić kakao z osobą, z którą mogłabym o wszystkim tak pogadać. Tak o wszystkim i o niczym. Byle by był ktoś kto wysłucha, przytuli i powie, że świat nie jest takim jakim się wydaje, a na końcu jeszcze postara się to udowodnić. Ojej, chyba za bardzo rozpędziłam się z tymi marzeniami dzisiaj. Jednak gorsze nie byłam, zabrałam kocyk poszłam na balkon, położyłam się i widziałam jak lecą. Widziałam piękny księżyc. Jednak smsem "życie byłoby zbyt piękne, gdyby życzenia się spełniały." zakończyłam to posiedzenie i weszłam do domku.

A teraz spadam stąd z nadzieją, że chociaż jedno się spełni i nikt tego nie zrujnuje :)
Dobranoc !
Sam zadecydował...
Robin Williams. Ktoś kto choć trochę lubi kino, interesuje się kinem to nie mógł go nie znać. Jeden z moich ulubionych aktorów. Cóż mogę napisać? Przecież go nie znałam, nawet nie widziałam na własne oczy, nic o nim tak naprawdę nie wiem. Znam go tylko i wyłącznie z "fikcji" jaką są filmy, co prawda nie wszystkie. Złe słowo wybrałam, bo filmy które staram się ja wybierać mają w sobie jakąś myśl, która czegoś nas uczy, w każdym z nich staram się znaleźć sens i główne przesłanie.
"Buntownik z wyboru", "Stowarzyszenie umarłych poetów", "Jumanji", "Pani Doubtfire" To chyba są te najbardziej znane filmy, teraz tak patrzę i jest ich dziesiątki :)
Koleś się zabił, a niby taki zabawny, widocznie dobry z niego aktor nie? Depresja potrafi zabrać każdego. A ludzie po jakimś czasie uczą się ją ukrywać. Fajne słowa umieściła "Polityka" na Facebooku :
- Komik popełnia samobójstwo. Dlaczego właściwie wydaje się nam to dziwniejsze, niż gdyby na swe życie targnął się artysta dramatyczny?My, widzowie, popełniamy prosty błąd, utożsamiając wykonawcę z typem granych ról. W potocznym wyobrażeniu komik to po prostu bardzo zabawny człowiek, urodzony wesołek, który obudzony w środku nocy opowie bardzo śmieszny dowcip.Pamiętam taki rysunek Szymona Kobylińskiego: zmęczony aktor wraca po spektaklu do garderoby, spogląda żałośnie w lusterko, wyciera pot z czoła, a w tzw. dymku mamy jego myśl: „Pewnie znowu napiszą, że aktor bawił się wraz z publicznością”. Naprawdę ważne jest tylko to, żeby bawiła się publiczność.
Pod maską codzienności każdy z nas potrafi przykryć wszystko. I tylko od nas zależy jak to życie ociągniemy dalej i czy je w ogóle pociągniemy. Szkoda mi Robin'a ale widocznie tam do góry też potrzebują trochę humoru i garstki dowcipów. :) Więc wielki szacun dla aktora i niech odpoczywa, bo nie miał łatwo. Tak chciał, zadecydował i zaryzykował. Uwolnił się od pędzącego, zasyfionego świata. [*]

Zbieramy kilometry :)
No Siema Co Tam? :) Żyjecie, czy nie żyjecie? Bywacie ty jeszcze? Czytacie co nieco? Ehhh... Mam nadzieję, że jest tu choć jedna mała, a jakże ważna osóbka, której sprawia przyjemność fakt, iż może poczytać moje głupoty :) A jak nie, to przecież sama dla siebie też lubię pisać :)
Bieg, bieg, bieg... Tego mi brakowało. To był raczej truchcik, ale zawsze to coś. Nawet z ciekawości muszę sprawdzić, kiedy po raz ostatni biegałam. Dobry tydzień temu? Niecały, ostatnio we wtorek. To był ten dzień chyba co się źle poczułam, nooo i Sandra wtedy była. Pamiętam :) A potem leniuchowałam ;/ Nienawidzę siebie za moje lenistwo. Ten miesiąc miał wyglądać dużo inaczej. Wracając jednak do dziś. Było super, a gdy już słońce do końca zaszło to było jeszcze lepiej. :) Ciemność, wszędzie ciemność, a Ty sam na sam z drogą prowadzącą do celu. Sam na sam z wolą walki. Sam na sam z kłótnią umysłu z mięśniami- dam radę, już nie mogę. Jednak wygrywasz! :) I to jest najlepsze w tym wszystkim. Dziś nie liczył się dla mnie czas, bo on był kiepski, nie najgorszy jaki miałam, ale do tych dobrych nie należał, liczyło się to 9,5 kilometra i uczucie wewnętrznej satysfakcji :) Teraz tak patrzę, że dla fundacji PMK zrobiłam 399 km - fajna liczba :) trochę mało, ale jutro trochę dorzucę. Co prawda jeszcze nie wiem, czy wsiądę na rower i znowu przejadę około 50 km tak jak to było wczoraj, czy pobiegnę około 10.
Własnie wczoraj, ale miałam przygodę. Tak sobie jechałam, jak ostatnio, tylko zamiast skręcić na Raszków odbiłam w lewo na Szczury. Szczurów nie spotkałam, ale okolice zobaczyłam :) No a wszystko zakończyło się tak, że wyjechałam w Raszkowie e tym samym miejscu. Po prostu zrobiłam sobie takie kółeczko. A gdy już byłam w Raszkowie i tak naprawdę jechałam już do domu, to stwierdziłam, że zrobię sobie jeszcze takie małe kółeczko, odbiję w lewo i wyjadę następną drogą. Ale ja zawsze muszę coś wykombinować i skręciłam nie w tą drogę co miałam skręcić. Jednak już nie chciało mi się nakręcać, myślałam że ta droga nie będzie za długa. Niestety, była. Asfalt mi się skończył to raz, dwa- zaczęły się kamienie i to nie było przyjemne, trzy- robiło się ciemno! Yyyy.... to nie było miłe :) Jechałam, jechałam i jechałam i nie było końca. Jak ja się ucieszyłam, gdy już poznałam gdzie jestem. Zobaczyłam po lewej drzewa i wiedziałam, że już tu kiedyś byłam. I końcu po krótkim czasie ujrzałam drogę główną i Biedronkę. Ucieszyłam się i to max!!!! Jednak przede mną był najgorszy dystans. Odcinek Raszków-dom, Nie wiem dlaczego ale nie przepadam za jazdą tamtędy. Szczególnie w ciemnościach bez światła. Ale dziś z tatą wymieniliśmy żarówkę i poprawiliśmy dynamo i będę razić po oczach :) Heh, żart takie mocne to nie są, ale ważne że świecą. Stwierdziłam, ze jakby mnie tak coś puknęło to by bolało i nie mam pewności że.... to nie byłby koniec, a boleć mogłoby już przecież bardzoooo długo i do końca ;/
Bieg, bieg, bieg... Tego mi brakowało. To był raczej truchcik, ale zawsze to coś. Nawet z ciekawości muszę sprawdzić, kiedy po raz ostatni biegałam. Dobry tydzień temu? Niecały, ostatnio we wtorek. To był ten dzień chyba co się źle poczułam, nooo i Sandra wtedy była. Pamiętam :) A potem leniuchowałam ;/ Nienawidzę siebie za moje lenistwo. Ten miesiąc miał wyglądać dużo inaczej. Wracając jednak do dziś. Było super, a gdy już słońce do końca zaszło to było jeszcze lepiej. :) Ciemność, wszędzie ciemność, a Ty sam na sam z drogą prowadzącą do celu. Sam na sam z wolą walki. Sam na sam z kłótnią umysłu z mięśniami- dam radę, już nie mogę. Jednak wygrywasz! :) I to jest najlepsze w tym wszystkim. Dziś nie liczył się dla mnie czas, bo on był kiepski, nie najgorszy jaki miałam, ale do tych dobrych nie należał, liczyło się to 9,5 kilometra i uczucie wewnętrznej satysfakcji :) Teraz tak patrzę, że dla fundacji PMK zrobiłam 399 km - fajna liczba :) trochę mało, ale jutro trochę dorzucę. Co prawda jeszcze nie wiem, czy wsiądę na rower i znowu przejadę około 50 km tak jak to było wczoraj, czy pobiegnę około 10.
Własnie wczoraj, ale miałam przygodę. Tak sobie jechałam, jak ostatnio, tylko zamiast skręcić na Raszków odbiłam w lewo na Szczury. Szczurów nie spotkałam, ale okolice zobaczyłam :) No a wszystko zakończyło się tak, że wyjechałam w Raszkowie e tym samym miejscu. Po prostu zrobiłam sobie takie kółeczko. A gdy już byłam w Raszkowie i tak naprawdę jechałam już do domu, to stwierdziłam, że zrobię sobie jeszcze takie małe kółeczko, odbiję w lewo i wyjadę następną drogą. Ale ja zawsze muszę coś wykombinować i skręciłam nie w tą drogę co miałam skręcić. Jednak już nie chciało mi się nakręcać, myślałam że ta droga nie będzie za długa. Niestety, była. Asfalt mi się skończył to raz, dwa- zaczęły się kamienie i to nie było przyjemne, trzy- robiło się ciemno! Yyyy.... to nie było miłe :) Jechałam, jechałam i jechałam i nie było końca. Jak ja się ucieszyłam, gdy już poznałam gdzie jestem. Zobaczyłam po lewej drzewa i wiedziałam, że już tu kiedyś byłam. I końcu po krótkim czasie ujrzałam drogę główną i Biedronkę. Ucieszyłam się i to max!!!! Jednak przede mną był najgorszy dystans. Odcinek Raszków-dom, Nie wiem dlaczego ale nie przepadam za jazdą tamtędy. Szczególnie w ciemnościach bez światła. Ale dziś z tatą wymieniliśmy żarówkę i poprawiliśmy dynamo i będę razić po oczach :) Heh, żart takie mocne to nie są, ale ważne że świecą. Stwierdziłam, ze jakby mnie tak coś puknęło to by bolało i nie mam pewności że.... to nie byłby koniec, a boleć mogłoby już przecież bardzoooo długo i do końca ;/
sobota, 9 sierpnia 2014
Rowerkowo
No HEJO... Miałam u być wczoraj, ale już nie chciało mi się uruchamiać lapka i tak jakoś zostawiłam to wszystko na dzisiaj.
Wczoraj to ja miałam historię... MEGA :) Ale od początku. Rano wsiadłam sobie na rowerek aby udać się do Ostrowa w celu kupienia prezentu. I tak sobie jadę, muzyczki słucham i nadal jadę i gdzieś na 13 kilometrze BUM!!! Taki drobny wypadek i rower do kasacji. Ale spokojnie jestem w jednym kawałku, nie miałam przyjemności przejechania się na sygnale karetką :( A to niezłe uczucie by musiało być :) Dobra JAJA sobie robię. Aż tak źle to nie było, po prostu opona mi pękła i dętka i normalnie flaka miałam. Tak mi się naglę zaczęło ciężko jechać. Myślałam, że wyrzucę ten rower pod nadjeżdżający samochód, ale się opanowałam. Jeszcze oczywiście nie wiedziałam o co w tym wszystkich chodzi i pomyślałam, że może po prostu sobie to powietrze uszło, bo i tak mi się zdarzało.Lukam w koło jacyś faceci przed domem coś robią, zatrzymuję się, zapytałam ładnie o pompkę. Podzielili się i nawet jeden mi pomógł napompować, ale to nic nie dało i właśnie w tym momencie okazało się, że przez resztę drogi muszę prowadzić. :) Elegancko. Dotarłam jakoś do wuja i zostawiając tam rower udałam się na miasto i jeszcze miałam nadzieję, że po drodze spotkam jakiś serwis do mojego automobila, ale lipa z tego wyszła. Później w necie wyszukałam, że na kaliskiej gdzieś coś takiego jest, no to się tam udałam, a tam się okazało, że aktualnie nie naprawiają nic dopiero od dwudziestego. FUCK! No cóż pozostało mi zostawić rower u wuja i tam on czekał na Dawida, który to przywiózł go do domciu. Fascynujący dzień. Ale to jeszcze nie koniec dnia. Wieczorem, tak po 19 już było wsiadłam na kolarzówkę, bo tylko to mi zostało na dłuższe dystanse i wyruszyłam w trasę. A wszystko przez ten mój durny rower, bo obiecałam sobie, że jak pojadę z powrotem to wstąpię nad zalew do Raszkowa, czy Przybysławic, bo tak naprawdę to nie mam pojęcia do której miejscowości on należy. Jeszcze tam nie byłam, a mam tak blisko, a niby jest tam fajnie. No to się tam udałam. Do tego miejsca mam niecałe 7km? Jakoś tak. Ale żeby tam dojechać zrobiłam około 24 km. :) Dobre nie? Muszę to powtórzyć kiedyś :) Pojechałam w stronę Ligoty, tam skręciłam na Bronów, dalej przez dwa Grudzielce do Bieganina, tam skręciłam na Raszków, oczywiście przez te wioski tam, no to wyszło mi około 24 km, ale super się jechało, ten wiatr we włosach :) Dojechałam na miejsce, usiadłam sobie nad wodą, troszkę odpoczęłam, i ruszyłam do domku bo się ciemno robiło. Ale oczywiście objechałam Przybysławice na około szukałam jakiegoś parku czy czegoś w tym stylu, bo niby też tam gdzieś jest. Ale to może innym razem. No więc jak już byłam na zakręcie, który prowadzi na główną drogę to tam by był prawdziwy wypadek. I bym była zdzierana z ulicy :P Tak prawie wymusiłam pierwszeństwo :) Na szczęście udało mi się w ostatniej chwili wyhamować. A by była jazda... Cała i zdrowa dojechałam jednak do domku. Zrobiłam przeszło 31 km a jakby nie zrobiło się tak szybko ciemno to zrobiłabym jeszcze kilka :)
Wczoraj to ja miałam historię... MEGA :) Ale od początku. Rano wsiadłam sobie na rowerek aby udać się do Ostrowa w celu kupienia prezentu. I tak sobie jadę, muzyczki słucham i nadal jadę i gdzieś na 13 kilometrze BUM!!! Taki drobny wypadek i rower do kasacji. Ale spokojnie jestem w jednym kawałku, nie miałam przyjemności przejechania się na sygnale karetką :( A to niezłe uczucie by musiało być :) Dobra JAJA sobie robię. Aż tak źle to nie było, po prostu opona mi pękła i dętka i normalnie flaka miałam. Tak mi się naglę zaczęło ciężko jechać. Myślałam, że wyrzucę ten rower pod nadjeżdżający samochód, ale się opanowałam. Jeszcze oczywiście nie wiedziałam o co w tym wszystkich chodzi i pomyślałam, że może po prostu sobie to powietrze uszło, bo i tak mi się zdarzało.Lukam w koło jacyś faceci przed domem coś robią, zatrzymuję się, zapytałam ładnie o pompkę. Podzielili się i nawet jeden mi pomógł napompować, ale to nic nie dało i właśnie w tym momencie okazało się, że przez resztę drogi muszę prowadzić. :) Elegancko. Dotarłam jakoś do wuja i zostawiając tam rower udałam się na miasto i jeszcze miałam nadzieję, że po drodze spotkam jakiś serwis do mojego automobila, ale lipa z tego wyszła. Później w necie wyszukałam, że na kaliskiej gdzieś coś takiego jest, no to się tam udałam, a tam się okazało, że aktualnie nie naprawiają nic dopiero od dwudziestego. FUCK! No cóż pozostało mi zostawić rower u wuja i tam on czekał na Dawida, który to przywiózł go do domciu. Fascynujący dzień. Ale to jeszcze nie koniec dnia. Wieczorem, tak po 19 już było wsiadłam na kolarzówkę, bo tylko to mi zostało na dłuższe dystanse i wyruszyłam w trasę. A wszystko przez ten mój durny rower, bo obiecałam sobie, że jak pojadę z powrotem to wstąpię nad zalew do Raszkowa, czy Przybysławic, bo tak naprawdę to nie mam pojęcia do której miejscowości on należy. Jeszcze tam nie byłam, a mam tak blisko, a niby jest tam fajnie. No to się tam udałam. Do tego miejsca mam niecałe 7km? Jakoś tak. Ale żeby tam dojechać zrobiłam około 24 km. :) Dobre nie? Muszę to powtórzyć kiedyś :) Pojechałam w stronę Ligoty, tam skręciłam na Bronów, dalej przez dwa Grudzielce do Bieganina, tam skręciłam na Raszków, oczywiście przez te wioski tam, no to wyszło mi około 24 km, ale super się jechało, ten wiatr we włosach :) Dojechałam na miejsce, usiadłam sobie nad wodą, troszkę odpoczęłam, i ruszyłam do domku bo się ciemno robiło. Ale oczywiście objechałam Przybysławice na około szukałam jakiegoś parku czy czegoś w tym stylu, bo niby też tam gdzieś jest. Ale to może innym razem. No więc jak już byłam na zakręcie, który prowadzi na główną drogę to tam by był prawdziwy wypadek. I bym była zdzierana z ulicy :P Tak prawie wymusiłam pierwszeństwo :) Na szczęście udało mi się w ostatniej chwili wyhamować. A by była jazda... Cała i zdrowa dojechałam jednak do domku. Zrobiłam przeszło 31 km a jakby nie zrobiło się tak szybko ciemno to zrobiłabym jeszcze kilka :)
czwartek, 7 sierpnia 2014
1 MOMENT
W poszukiwaniu szczęścia...
Przemierzamy cały świat,
Przemierzamy wszechświat,
Dobijamy do bram i tam oczekujemy wejścia.
Cały ten świat jest u stóp nam,
Cały świat jest u stóp, bracie, siostro ma
A teraz szukając szczęścia swego kochanego zabłądziłam :) Ale cóż drogi szukać nie przestanę, wiem że jest kilku takich którzy by chcieli abym jej nie znalazła i to mnie właśnie bardziej motywuję. Gdy ich nie ma w pobliżu to boli, jednak jakoś to będę znosić. W momencie, gdy stanę z nimi ramię w ramię założę maskę i będę się im śmiała w twarz i im nie pokarzę jaka jestem słaba. Podniosę głowię, uśmiechnę się i będę żyć.
Powiem wam szczerze, że coraz gorzej przychodzi mi pisanie czegokolwiek. Tak jak kiedyś lubiłam pisać różne opowiadania, felietony, wiersze, czy nawet tego bloga, tak teraz mam pustkę. I to kompletną. Wyparowało wszystko ze mnie. Tak samo jak ostatnio wysiłek fizyczny. Drugi dzień z rzędu nie biegałam :( Tak mnie masakrycznie dziwnie głowa bolała, że nie miałam sił i nawet chęci- choć ciężko mi to mówić ale taka była prawda. Nawet się nie odważyłam zmierzyć ciśnienie, bo bym się tylko zdenerwowała :) Wyruszyła bym w moją kochaną trasę i jakbym miała taki bieg jak we wtorek to bym chyba nie wyrobiła.
Jutro jednak prawdopodobnie wsiądę na rower i mam nadzieje, że opona mi wytrzyma i dojadę tam gdzie zamierzam. Jak mi strzeli po drodze to dopiero będą jaja. :)
Chwyć za rękę mą w poszukiwaniu szczęścia, ziom!
Zanim odejdę, nim odejdę stąd
Chwyć za rękę mnie, złap za rękę mą -
Pójdziemy razem tam, chaos nigdy nas nie dosięgnie.
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Nie chce egzaminów!!! ;(
Tak się zaczytałam, że normalnie jeszcze nie śpię :) Choć chce mi się bardzo to stwierdziłam, a co mi tam napiszę coś.
Dzisiaj mam wyrzuty sumienia sama dla siebie. Dlaczego? Nie poszłam biegać :( Jednak stwierdziłam, że może nawet to i lepiej. Dzień odpoczynku dobrze mi zrobi. Po wczorajszym biegu, to chyba nawet się przestraszyłam, że dzisiaj mogłoby być tak samo, a tego bym za bardzo nie chciała. Jednak i to bym zniosła :)
Jak sobie tak w sobotę przybiegłam, albo może to było w niedzielę... Wczoraj była niedziela, więc jednak w sobotę to było. No więc do rodziców przyszła taka tam znajoma na kawę. Ona ma dzieci które są mniej więcej w naszym wieku tzn, moim i Dawida więc się znamy. Kiedyś nawet bardzo często się widywaliśmy. Ale do rzeczy, usłyszałam od niej, że jakby mnie spotkała na ulcy to by mnie nie poznałam, aż tak bardzo się niby zmieniłam. Yyyy.... serio? Mi się wydaję że nie bardzo, ale człowiek, który mnie nie widział dużo czasu może tak stwierdzać.
A wyglądałam wtedy o właśnie tak :)
O fuck! Tak sobie teraz pomyślałam, żeby wejść na stronę mojej kochanej, jakże bardzo ulubionej szkoły/ Sarkazmem zajechało i to mocno :) A więc weszłam, a tam... info o egzaminach zawodowych. TO JUŻ WE WRZEŚNIU! Ja nie chce, przecież ja tego nie zdam :( Za dużo materiału jak dla mnie! Ja z lekcji nawet nic nie pamiętam! Ja mądra technikum mi się zachciało! A teraz będzie płacz i zgrzytanie kości, a do tego wstyd, że nie zdałam! A przecież i tak chce iść na studia, to zwykłe LO by mi starczyło! MĄDRA JA!!! ;/
Ratujcie mnie proszę ... :(
Dzisiaj mam wyrzuty sumienia sama dla siebie. Dlaczego? Nie poszłam biegać :( Jednak stwierdziłam, że może nawet to i lepiej. Dzień odpoczynku dobrze mi zrobi. Po wczorajszym biegu, to chyba nawet się przestraszyłam, że dzisiaj mogłoby być tak samo, a tego bym za bardzo nie chciała. Jednak i to bym zniosła :)
Jak sobie tak w sobotę przybiegłam, albo może to było w niedzielę... Wczoraj była niedziela, więc jednak w sobotę to było. No więc do rodziców przyszła taka tam znajoma na kawę. Ona ma dzieci które są mniej więcej w naszym wieku tzn, moim i Dawida więc się znamy. Kiedyś nawet bardzo często się widywaliśmy. Ale do rzeczy, usłyszałam od niej, że jakby mnie spotkała na ulcy to by mnie nie poznałam, aż tak bardzo się niby zmieniłam. Yyyy.... serio? Mi się wydaję że nie bardzo, ale człowiek, który mnie nie widział dużo czasu może tak stwierdzać.
A wyglądałam wtedy o właśnie tak :)
O fuck! Tak sobie teraz pomyślałam, żeby wejść na stronę mojej kochanej, jakże bardzo ulubionej szkoły/ Sarkazmem zajechało i to mocno :) A więc weszłam, a tam... info o egzaminach zawodowych. TO JUŻ WE WRZEŚNIU! Ja nie chce, przecież ja tego nie zdam :( Za dużo materiału jak dla mnie! Ja z lekcji nawet nic nie pamiętam! Ja mądra technikum mi się zachciało! A teraz będzie płacz i zgrzytanie kości, a do tego wstyd, że nie zdałam! A przecież i tak chce iść na studia, to zwykłe LO by mi starczyło! MĄDRA JA!!! ;/
Ratujcie mnie proszę ... :(
piątek, 1 sierpnia 2014
Dziękuję za głosy!!! :)
Dotarłam do domku! :)
Tak oto zakończyłam tegoroczną karierę zawodową :) Dzisiaj już w pracy nie byłam, bo Agata nie chciała zostawiać Sandry samej na tak długo, bo ona ma głupie pomysły! i to nawet max głupie. To dziecko ma 10 lat a charakterek ma niezły. Zostałam więc w domu, ale do czego zmierzam. Agata mówiła, że szefowa niby żałowała, że już kończę :) Czyli, że wynika na to iż byłam dobra w tym co robiłam :) Niby powiedziała coś w tym stylu, że niektórzy młodzi pracują lepiej niż Ci, którzy pracują już dobrych kilka lat :)
Jednak nie o tym chciałam.
Dziękuję wszystkim którzy oddali na mnie głos. Teraz biegając promuję akcję "Pomoc mierzona kilometrami" :) A może jak ktoś zobaczy także się dołączy. Każdy kilometr się liczy. Ja niestety ostatnio miałam przerwę, brak sił mnie ograniczał. Wczesne wstawanie, osiem godzin prac, upał itp. Ale dziś jak już wróciłam to od razu wyruszyłam w swoją trasę. Trzeba się wziąć za siebie, bo nieźle się zaniedbałam ;/
Dla wszystkich którzy na mnie zagłosowali, no ok i dla tych którzy chcieli, a nie mogli, no i oczywiście dla wszystkich biegaczy:
Tak oto zakończyłam tegoroczną karierę zawodową :) Dzisiaj już w pracy nie byłam, bo Agata nie chciała zostawiać Sandry samej na tak długo, bo ona ma głupie pomysły! i to nawet max głupie. To dziecko ma 10 lat a charakterek ma niezły. Zostałam więc w domu, ale do czego zmierzam. Agata mówiła, że szefowa niby żałowała, że już kończę :) Czyli, że wynika na to iż byłam dobra w tym co robiłam :) Niby powiedziała coś w tym stylu, że niektórzy młodzi pracują lepiej niż Ci, którzy pracują już dobrych kilka lat :)
Jednak nie o tym chciałam.
Dziękuję wszystkim którzy oddali na mnie głos. Teraz biegając promuję akcję "Pomoc mierzona kilometrami" :) A może jak ktoś zobaczy także się dołączy. Każdy kilometr się liczy. Ja niestety ostatnio miałam przerwę, brak sił mnie ograniczał. Wczesne wstawanie, osiem godzin prac, upał itp. Ale dziś jak już wróciłam to od razu wyruszyłam w swoją trasę. Trzeba się wziąć za siebie, bo nieźle się zaniedbałam ;/
Dla wszystkich którzy na mnie zagłosowali, no ok i dla tych którzy chcieli, a nie mogli, no i oczywiście dla wszystkich biegaczy:
Zmieniamy temat.
W 70 rocznicę powstania w hołdzie wszystkim poległym oraz wszystkim którzy przeżyli i dzielnie walczyli...:
63 DNI CHWAŁY!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)