Człowiek jest wiel­ki nie przez to, co po­siada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
Jan Paweł II


"Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem."
Paulo Coelho "Alchemik"


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Słłłonko :)

Dzień pod znakiem wiosny, że się tak wyrażę. Jak dla mnie- jest git :D
Co prawda połowę tego wspaniałego i słonecznego dnia musiałam spędzić w szkole, ale i to przeżyję :) W końcu zostało jeszcze 44 dni, o ile dobrze pamiętam. Więc jak już wspomniałam szkoła. Ten poniedziałek był najlepszym poniedziałkiem od kilkunastu poniedziałków z rzędu, które były ostatniego czasu. :) Ale na serio, że aż go polubiłam. Zaczęło się od angielskiego, przedmiotu jakże znienawidzonego przeze mnie w tym roku. Miała być kartkóweczka. Na pierwszej lekcji oglądaliśmy nasze przepiękne filmy własnego tworzenia. Mega normalnie. Nawet super wyszły :) Nawet dostałam komplement iż byłam dobrym narratorem, a rola zabójcy do mnie pasuję. Więc jakie plany na przyszłość? Idę za aktorkę i będę grała zabójcę :) Taki żarcik mały :D No i idźmy dalej... Sądziłam że wcześniej wspomniana kartkówka będzie na drugiej lekcji tegoż języka. A ty pani nam zapuściła jakiś serial z niby typowo brytyjskim akcentem. No, ok, nam to pasuje. Dała nam do zrozumienia, że jeżeli nas nie zaciekawi to mamy powiedzieć, a ona wyłączy. Ale nikt na szczęście nie był na tle głupi żeby powiedzieć, że nie jest ciekawy. Chociaż mi się nudny wydawał, to przecież tego nie powiem. Wolałam udawać że oglądam, niż bym miała mieć lekcję :D To jest akurat logiczne...
Przyszła kolej na matematykę, przedmiot jakże lubiany przeze mnie w gimku, teraz się to nieco zmieniło. Zapowiedziany był sprawdzianik. Z racji tego, że ja na matmę się nigdy nie uczę to poszłam z wiedzą, którą powiadałam w swoim móżdżku. Oczywiści z nadzieją przełożenia terminu na dzień jutrzejszy albowiem dzisiaj miało się odbyć tylko połowa lekcji. Na drugiej połowie miał być apel czy coś takiego :)
No ale nie koleś sie upierał że odłoży nam jedno zadanie i piszemy dzisiaj, ale my NIEEEE... a on TAKKK.... a my znowu NIEEE.... no i ustąpił :)
No i nic więcej ciekawego dziś nie było. W szkole oczywiście. Po szkole tak ładnie przechodzić miastem gdy słoneczko świeci. Aż się lepiej człowiekowi na duszy robi. Podróż z Izą autobusem do domu. W domu wielki odpoczynek. A po odpoczynku gra w piłkę z Dawidem. I to było coś...
Uczył mnie jak prosto kopnąć piłkę. Ale przecież ja to doskonale umiem, ale on nieee... bo ja nie umiem i się ze mnie śmiał. No ale przyznajcie mi rację, czy to jest moja wina, że gdy ja kopnę to ona nie leci prosto tylko skręca? No pewnie że nie. Przecież to piłki wina. To w końcu ona skręca, ja tylko kopię. Uwzięła się na mnie po prostu. Bo to z logicznego punktu widzenia jest niemożliwe, że jak Dawid kopał to leciała prosto, a jak ja do skręcała. TO musi być z nią coś nie tak.
Ale przynajmniej dzięki takiej rozrywce się uśmiałam. W jednej chwili, w jednej sekundzie stały się dwie rzeczy na raz. Dosłownie na raz. Dawid zaliczył glebę chcąc kopnąć piłkę, a tata połamał grabki :) A ja w tym czasie stałam i się z nich naśmiewałam. Bo przecież jak można się przewrócić chcąc kopnąć piłkę? Nie rozumiem, a że to ja źle kopię.
Omijając fakt, że boli mnie teraz stopa, stwierdzam iż było fajnie.

A teraz na deserek piosenka, trochę stara, ale mi się podoba ze względu na akcent wykonu :D


Pozdro :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz