Oj działo się, działo...
Wczoraj postanowiłam sobie iść szybciej spać, bo dzisiaj o ósmej pobudka. No więc popisałam sobie z ludźmi na fb i po pierwszej coś było jak postanowiłam przestać i się położyć. Jednak skierowało mnie na YouTube. Oglądnęłam parę filmików i dopadło mnie mega zmęczenie. Wyłączyłam sprzęt i poszłam spać. Tylko żebym to ja jeszcze mogła zasnąć. Sen nie nadchodził. W końcu włączyłam sobie muzyczkę, bo myślałam że mnie może jakoś zrelaksuję i usnę. A tu nic. Godzina 3:33 a ja nadal nie śpię! Jakoś po czwartej było gdy w końcu się udało. Więc dziś mam za sobą cztery godziny snu. Fenomenalnie. Już dawno nie czułam takiego zmęczenia. W roku szkolnym często mi się to zdarza, ale przez te dwa miesiące się odzwyczaiłam :)
Gdy już wstałam, to się ogarnęłam i poszłam na busa. Kierunek osw. Nienawidzę jeździć po książki do szkoły. Przejdziesz po wszystkich księgarniach a tak ich nie ma. Masakra to jest jakaś. Ale spoko dwie kupiłam :P
Powrót do domu kolorowała mi muzyka ze słuchawek. W domu obiadek i te sprawy. Gdy zjadłam i ogarnęłam kuchnię poszłam do pokoju się przebrać w jakieś luźne ciuchy. Założyłam spodenki i t-shirt, włączyłam TV i laptopa. Włączyło mi się na TVN i akurat zaczynał się Sąd rodzinny. Trochę tam słucham, bo czekam aż mi się komp włączy i nagle BUUUUUUUUUUUUUUMMMMMMMMMMMM!!!!!!!!!!! Gdyby ktoś sobie pomyślał, że to było takie bum jakby młotkiem ktoś puknął to się myli. To było wielkie BUM, którego nie umiem opisać. I nie tylko bumm, pisk opon, jakieś coś nawet nie wiem co i trzask! Serce mi podskoczyło i o co kaman? Biegiem do okna, a tam? Samochód, niby ciemno czerwony niby bordowy. Samochód, fakt dziwne zobaczyłam samochód, ale ten samochód był cały potrzaskany i na dodatek jest on na moim ogródku! Jaka to była schiza! Pierwsze co miałam w głowie to brać za telefon i lecieć ogarnąć sytuację. Gdy dobiegłam zobaczyłam że już ktoś tam jest, więc jest dobrze. Obczajam teren jeden samochód u sąsiadów na parkingu, drugi u innych sąsiadów na wjeździe, ale zaraz to jest samochód sąsiadki O_o a trzeci samochód yyy... na ogródku. Na szczęście nic się nikomu nie stało. Wszyscy cali i w jednym kawałku, to najważniejsze. Nic się nikomu nie stało a ja się trzęsłam jak nie wiem co i mi się normalnie płakać chciało. Posłuchałam co ludzie mówię, ktoś tak mówił co się stało, ktoś że dzwoni na policje... A ja za telefon i SMS do taty. Potem, co da głupi sms? dzwonie, nie odbiera, genialnie. Domowy i dzwonie do pracy! Tata? Cześć, słuchaj możesz przyjechać? Gdzie? Do domu. Po co? Bo koleś wjechał nam na ogródek i cały płot rozwalił. (Dopiero teraz zdaje sobie sprawę jak to dziwnie brzmiało) Co? Wypadek był! O cholera! Przyjedziesz? No ok. I po rozmowie. Wychodzę na drogę, po chwili zjawia się policja i spisują wszystko. Ale jak do tego doszło? Z tego co się dowiedziałam było to tak:
Jadą sobie trzy samochody, jeden za drugim w stronę Ligoty. Sąsiadka jechała pierwsza i skręcała do domu, wszystko ładnie skręca i w tym samym momencie koleś który jechał w trzecim samochodzie wyprzedzał. Zachciało mu się prędkości. I się stuknęli. Pierwszy samochód niby okręciło i zatrzymał się na mostku, a ten ostatni wyrzuciło sądząc po śladach na chodniku i asfalcie wprost na nasz słupek, co to taki słupek betonowy, to z tego że jest, przepraszam- był bardzo gruby, ciężki betonowy. Wo więc tak go rzuciło, że zjechał ten słupek, rozwalił cały mechanizm bramy, zjechał połowę płotu i zatrzymał się koło słupa elektrycznego. Właśnie ten widok zostałam gdy tam przybiegłam. Brama jest połamana i powykrzywiana, kable powyrywane, z silnikiem nie wiem co bo jest pod kloszem i nie widać, płot wykrzywiony i także połamany, a ten wyżej wspomniany murek wylądował 5 metrów dalej w żywopłocie, a jego mniejsza część jeszcze jakieś 5 metrów dalej. Co do samochodu? Do kasacji. Taki mercedesik wyjeżdżał z pomocą traktora i wylądował na lawecie. Koleś był młody może dwadzieścia kilka lat. Pamiętacie samochód, który był tym drugim z kolei? Nim jechała rodzina. Dwójka dzieci i małżeństwo. Jak zobaczyłam tego chłopca. Ten strach i łzy w oczach, przytulony do taty nie wiedział co się dzieje. Ale nic im nie było i szybko odjechali. Podsumowując. Skoro taki słupek wywaliło na pięć metrów, to dziękujmy Bogu, że nikt tamtędy nie przechodził, bo to by było straszne. Przecież tam mógł być każdy, przecież mogło mi się zachcieć jechać do sklepu... Sąsiad mówił, że 5 minut wcześniej miał iść na autobus... To by było okropne.