Może moje życie nie jest zbytnio ciekawe, ale w niektórych momentach skomplikowane a czasami nawet beznadziejne...
Jednak są osoby, dla których warto żyć i dzięki którym w ogóle tu jestem.
To właśnie im dedykuję wszystkie poniższe słowa...
Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi. Jan Paweł II
"Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem." Paulo Coelho "Alchemik"
Taki tydzień by mógł być co tydzień :)
Poniedziałek, był co prawda ostatnim z poniedziałków, w którym były tak luźne lekcje, no ale był. O następnego tygodnia wracamy do starego planu :/ Ajć.
Wtorek dzień bez nauki. Taka niby integracja, bo w ankiecie wyszło, że pani nas nie zna i zrobiliśmy sobie wyjście na piaski. Co prawda pogoda nam nawaliła, ale daliśmy radę i nawet na pisakach byliśmy :)
Środa- ooo... to dzisiaj. A dzisiaj lekcje były takie, że nawet nie wiem czy na serio były. Choć przyznam, że się ciągnęły ale nic praktycznie nie robiliśmy na nich.
Czwartek wolny.
Piątek znowu piaski :)
Czyli taki tydzień bez lekcyjny. Takich powinno być znacznie więcej! Ale spokojnie jeszcze tylko czerwiec. Czas leci niesamowicie :) Oby w wakacje tak nie przeleciał :D
Powróćmy do wtorku. Plany jak już wspomniałam pokrzyżowała pogoda. Ale my się nie boimy :) Więc zamiast od razu udać się na piaski poszliśmy do muzeum, które okazało się niewypałem. No był jeden plus, przejechaliśmy się windą. heheh :) Mieliśmy trochę czasu więc usiedliśmy na rynku i p. pedagog wymyśliła jakieś tam coś, co mieliśmy zrobić. No i to zrobiliśmy. Ale dziś szczegółowa jestem. :) Potem poszliśmy do Synagogi. Tam babka opowiadała o historii budynku i o innych tam ciekawostkach. Wydawało mi się, że tą babkę skądś znam, choć nie wiem gdzie ją przykleić. Takie dziwne uczucie.
Kilka fotek z Synagogi:
Fot. Natalia :)
Noo... po synagodze przyszedł czas na długi spacerek w kierunku piasków. Nasza klasa jest bardzo zdolna i poradzi sobie nawet z błotem. Więc z brudnymi butami dotarliśmy :)
Tam posiedzieliśmy na łódce i pogadaliśmy na temat piątku. No i tamtego dnia szczerość Natalii mnie rozwaliła, bo po kolejnym stwierdzeniu, że jestem wariatką stwierdziła, że powinni mnie zamknąć. A więc dziękuję za szczerość :) Pomyślę nad tym, ale przecież na świecie potrzebni są i ci walnięci, aby było się z kogo śmiać :D
Zaczyna mnie napadać sen! Więc się zbieram aasiu :)
Więc tak: wygodny fotel, spokojna, relaksująca muzyczka, czekoladowy budyń i książka po prawej stronie która mnie wciągnęła i mam zamiar dzisiaj dokończyć ją czytać.- Zestaw w sam raz pasujący do dzisiejszej pochmurnej, przymulającej pogody.
Więc życzę miłego dnia i rozpogodzenia zarówno duszy jak i pogody :)
Mam taki jakiś brak weny, ale spokojnie jeszcze 20 dni!!
Choć chcąc odliczyć piątek, który spędzamy na piaskach zostaje dni 19.
Plany na dzisiaj były takie: poczytać książkę, napisać jakiegoś posta w którym zrelacjonuję ostatnie dni, bo trochę się działo tylko mój problem tkwi w tym, że wszystko zapomniałam, no... posłuchać muzyczki, zrelaksować się, pospać sobie... Yyyy... no więc z nowo wypożyczonej książki jak na razie zdołałam przeczytać tylko 50 stron. No ale spokojnie jest niedziela niedługo, jutro jest droga autobusem do szkoły i z powrotem :) Nadrobię może troszkę. No więc podsumowując dzisiejszy dzień jest git. Mam nastrój taki pozytywny. Uwielbiam moment gdy potrafię się śmiać w byle czego. Taki uśmiech i pozytywne myślenie. A więc książki trochę poczytałam, posta piszę właśnie teraz może nie dokładnie taki jak był w planach ale może chociaż w połowie mi się uda, muzyki słucham cały czas, przecież z nią się nie rozstaję :), relaks.... tak jak i sen musi poczekać jeszcze miesiąc, a w wakacje się nadrobi :) No i mam jeszcze film do obejrzenia- a to jutro może, bo przecież mamy piątek :) Zleciał ten tydzień mi niesamowicie szybko, że tak powiem. A to chyba przez to, że ten wtorek był wolny. A teraz będzie czwartek wolny to może też przeleci. Oby... Bo później tylko czerwiec.... i WAKACJE!!!!
No ale wracając do rzeczywistości razem z tatą zrobiliśmy huśtawkę :) hue hue mam się na czym huśtać :) Taki bajer, że masakra :) A jaka frajda. Nie no przesadzam, ale jest fajnie. Co tam się jeszcze działo? Tak szczero to za bardzo nie pamiętać ja ;/ Książkę przeczytałam- drugą część "szeptem" hoł hoł... trochę się dziwacznie skończyło ale przecież są kolejne części.
A jutro... odwołali pierwszą lekcję więc jest pozytywnie, bo zamiast wstać o 5.20 pośpię godzinę dużej :)
Więc idziemy zregenerować siły... Chyba najwyższy czas :) Wiem, że kiedyś sobie obiecywałam, że będę się wysypiać, ale tak wyszło, że nie wyszło :)
I tak na koniec coś słodkiego, aby osłodzić jutrzejszy ostatni dzień przed weekendem :)
A z czego? Tylko mi nie mówcie, że nie wiecie. Ale tak na serio pustka w główce? No to ok, robimy tak:
Najpierw wszyscy nabieramy dużo powietrza.. i bum - nasze zadanie to zdmuchnąć świeczkę!!!
A teraz dzielimy się tortem, mam nadzieję, że starczy dla każdego. Jak braknie to pisać wrzucę drugi :)
Już wiecie jakie to święto?
No dobra- to wam zdradzę :)
Pierwsze urodziny bloga. 23 maja 2012 roku godziny wieczorne, a chyba nawet nocne- powstał mój pierwszy wpis. Tak los chciał, żebym nadal pisała i oto jestem :D
Przez ten okrągły rok powstało 287 postów plus ten urodzinowy.
Szczerze to cieszę się, że znajduję chwilkę, aby napisać co myślę, co czuję, wyrazić swój gniew :), podzielić się jakąś nutą, czy też obrazkiem :)
I dziękuję Wam- czytelnikom, że czytacie, że znajdujecie czas w tym zabieganym świecie,
że jesteście...
Tak po prostu... :)
I chciałabym aby było dla kogo pisać przez kolejny okrągły rok. :)
Odwiedzając różne strony natknęłam się na kilka bardzo mądrych opowiadań, z których można wynieść coś mądrego dla siebie. Oto jedno z nich:
"Pewna starsza pani mieszkała za miastem wraz z córką i wnuczkiem. Mijały lata, a jej ręce stawały się coraz słabsze i słabsze, podobnie jak jej wzrok i słuch. Bardzo chciała być użyteczna, ale choroby i starość spowodowały, że miała niezręczne i niepewne ruchy. Tak więc babunia tłukła naczynia, gubiła sztućce, rozlewała wodę i potrawy.
Pewnego dnia jej córka, rozdrażniona tym, że matka zbiła jeszcze jeden cenny talerz, posłała chłopca, by kupił drewniany talerz dla babci. Chłopiec ociągał się, ponieważ wiedział, że to upokorzyłoby jego babunię. Głucha na jego wywody matka zmusiła go do posłuszeństwa.
Ale chłopiec wrócił do domu nie z jednym, lecz z dwoma drewnianymi talerzami. - Przecież ci mówiłam, żebyś kupił jeden! – zgromiła go matka. – Czy nie zrozumiałeś? - Owszem – odrzekł chłopiec – ale drugi kupiłem dla ciebie, kiedy będziesz stara."
Pier D'Aubrigy "Kamyki i perły"
Chciałam napisać wniosek płynący w powyższych kilku zdań, ale tak myślę, że najlepiej będzie, gdy każdy sam zastanowi się jaka myśl płynie z tego opowiadania. :)
Tak się składa, że nie przepadam za Bednarkiem, ale ten jego kawałek przypadł mi do gustu. :) Jak widać ludzie się zmieniają, jestem na to żywym dowodem.
Cisza wokół mnie, zapada zmrok, a ja nadal w nią wsłuchuję się. Serce swoim rytmem mocno upewnia mnie, że warto wierzyć w ludzi... P.S Bo ostatnio zapomniałam i dawno nie pojawiło się takie info. Informuję że do szkoły trzeba będzie iść jeszcze tylko, a może i aż: 25 dni. Licząc tak mniej więcej 8 godzin na jeden dzień to mnożąc to wychodzi 200. Czyli mam rozumieć że w szkole będę jeszcze w tym roku szkolnym przez mniej więcej 200 godzin? Dużo się wydaje. Choć i tak przyznaję fakt, iż ta pierwsza klasa mi zleciała bardzo szybko. Pamiętam jak to wszystko się zaczynało, to poznawanie się... A teraz już rok mamy za sobą :)
Zmęczenie, które ostatnio dotyka mój organizm jest nadzwyczaj okropne. Prawie na nic mi nie pozwala. Chcę coś poczytać, ale nie mogę bo mnie dosięga spanie. Tylko to nie tak, że książka nudna, bo to nie prawda. Jestem ciekawa jak się zakończy i chce ją przeczytać do końca, więc to nie wina książki. Jakby może było więcej czasu na sen też by było inaczej, a tak co człowiek może poradzić? Jest bezsilny. Dzisiaj może sobie film oglądnę, który czeka na mnie od długiego czasu i nie mogę na niego chwili znaleźć.No więc zajęcie sobie chyba znalazłam :) Nawet z lekka pasujące do mojego nastroju. Nie mam ochoty na nic. Czuje się dziwnie i mam dosyć niektórych osób i rzeczy... Ale to szczegół, więc nie czepiajmy się. A teraz coś czuję, że mnie głowa zaczyna boleć. Kolejny minus dnia dzisiejszego. Ano właśnie dzień dzisiejszy... Dziś usłyszałam że pyskuję. Ale przepraszam, czy to jest moja wina? Jakby zadawali mądre pytania i nie popełniali takich banalnych błędów nie musiałabym głupio odpowiadać. Bo przecież na niektóre pytania nie idzie normalnie odpowiedzieć, trzeba walnąć jakieś głupstwo, albo użyć sarkazmu- ale to już coś innego :) No cóż taka już jestem i niech nikt się nawet nie stara mnie zmienić...
Cytat od Natalii: Był sobie kiedyś chłopiec.Kiedy chłopiec miał sześć lat, ojciec dał mu sokoła do polowań. „Sokoły to drapieżniki, zabijają inne ptaki”, powiedział. „Nocni Łowcy nieba”. Sokół nie lubił chłopca, chłopiec nie lubił sokoła. Jego ostry dziób przyprawiał go o niepokój, a jasne oczy wciąż go obserwowały. Gdy tylko chłopiec się doń zbliżał, ptak atakował go dziobem i pazurami. Przez wiele tygodni jego nadgarstki i ręce wciąż krwawiły. Nie wiedział, że ojciec wybrał sokoła, który przez ponad rok żył na wolności, i dlatego oswojenie go było prawie niemożliwe. Ale chłopiec próbował, bo ojciec kazał mu wytrenować sokoła, a on chciał zadowolić ojca. Przebywał z sokołem cały czas, nie dawał mu spać, wciąż do niego mówiąc albo nawet grając muzykę, bo zmęczonego ptaka łatwiej oswoić. Nauczył się używać sprzętu: rękawicy, pęt, kaptura, rzemienia, którym przywiązywał sobie sokoła do nadgarstka. Powinien trzymać go w ciemności, ale nie potrafił się do tego zmusić. Zamiast tego siadał tam, gdzie ptak mógł go widzieć, dotykał go i głaskał po skrzydłach, żeby zdobyć jego zaufanie. Karmił go z reki, ale z początku ptak nie chciał jeść. Później jadł tak łapczywie, że kaleczył mu dziobem dłonie. Ale chłopiec był zadowolony, bo zrobili postępy. Chodziło mu o to, żeby ptak dobrze go poznał, nawet jeśli ranił go do krwi. Chłopiec zaczął dostrzegać, że sokół jest piękny, że jego smukłe skrzydła są stworzone do szybkiego lotu, że jest silny i szybki, dziki i łagodny. Kiedy nurkował ku ziemi, poruszał się jak światło. Gdy nauczył się krążyć i wracać na jego nadgarstek, chłopiec omal nie krzyczał z radości. Czasami ptak wskakiwał mu na ramię i wsadzał dziób w jego włosy. Chłopiec wiedział, ze nie jest tylko oswojony, ale i doskonale wytrenowany, poszedł do ojca i pokazał mu, czego dokonał. Spodziewał się pochwały, ale ojciec wziął ptaka, teraz oswojonego i ufnego, i skręcił mu kark. „Mówiłem ci, że masz uczynić go posłusznym”, powiedział i rzucił bezwładne ciało na ziemię. „A ty nauczyłeś go kochać. Sokoły nie mają być kochanymi, domowymi pupilami. Są dzikie, gwałtowne i okrutne. Ten ptak nie został wytresowany, tylko złamany”. Później, kiedy chłopiec został sam, płakał nad przyjacielem, aż w końcu ojciec przysłał sługę po martwego ptaka i kazał go pogrzebać. Chłopiec juz nigdy więcej nie płakał i nigdy nie zapomniał tego, czego się nauczył: że kochać to niszczyć i że być kochanym to znaczy zostać zniszczonym. ’ :c
Gdyby mi się teraz tak chciało jak mi się w chwili obecnej nie chce to bym była bardzo szczęśliwa. Tylko że ponieważ nie się nie chce tak jak mi sie chce i wiem że mi sie nie zachce to już przestanę chcieć żeby mi się chciało, bo przecież po co chcieć z wiedzą o niechceniu...??? O_o
Rozumiem jak nie zrozumiecie bo ja sama tego nie rozumiem. Zrozumie to mądry, który będzie zrozumiany przez moje rozumowanie.
A tak szczerze to po co się uczyć na coś czego nie rozumiem i nigdy nie rozumiałam? No przecież jakby nauczycielki co niektóre umiały uczyć to by uczyły a nie podawały notatki i nic więcej!!! Hamówa normalnie!!! Przecież nauczyciel ma obowiązek nauczyć! A nie dać notatkę i powiedzieć "macie to umieć". No czy ja mam racje?
Co niektórzy chcąc uczyć powinni to zapamiętać :)
Ale spokojnie nie wszyscy nauczyciele to zło :) W każdej regule jest wyjątek i to nawet nie jeden :)
A więc... chyba wezmę się lepiej za czytanie :)
A plan na jutro?
1. Kupić książkę. Mam nadzieje ze jeszcze będzie :)
Dzisiaj, yyy.... byłam nieobecna. Jakbym była na lekcjach a zarazem jakby mnie tam nie było. Opisując zdarzenia od 1 lekcji... To mało pamiętam. Wiem że przed lekcjami Iza zapytała co mi jest, a ja że nic i że mam lekcje tu, teraz. Wzięła mnie za idiotkę i tak właśnie się czułam. Na biurowej wiem że mieliśmy robić prezentacje. zrobiłam coś kopiuj, wklej nawet nie czytając. Siedziałam słuchając muzyki i jakoś zleciało. Druga biurowa- pamiętam, że z braku neta włączyłam pasjansa. To jeszcze nic. Nadszedł czas na angielski. Z tej lekcji pamiętam tylko, że był wątek daty. Miałam napisać. Podeszłam do tablicy, najpierw trzeba było ją zmazać. Nie wiedząc co się dzieje, spojrzałam w górę i mnie oświeciło że tydzień temu robiłam dokładnie to samo. Biorę to coś do mazania... góra i dół... Nie idzie! Ludzie pomóżcie! Ale ciężko! Myślałam że odpłynę, ale dałam radę. Zmazałam!!! Pisak w dłoń i napisałam "Today is" i dalej pojawiły się schody. Poniedziałek! Więc piszę Monday... the... o fuck! który dzisiaj? Patrze na nią. Ona na mnie. A ja nadal nie wiem który dzisiaj mamy. Sięgnąć po telefon? Pada słowo "trzynasty". Ahaaaa... Teraz weź się człowieku ogarnij i pomyśl jak jest trzynaście. Pisak w ręce, ręka do góry i piszę... "th" to na pewno, ale co dalej? Wiem że gdzieś musi być r, ale gdzie? To kilka sekund trwało wieczność. Aż w końcu powiedziała: "zostaw miejsce i pisz dalej" ufff... ulżyło. Tylko jedno pytanie. Co ma być dalej? Został miesiąc i rok. No to prościzna. "...of May 2013" Finisch!!! W końcu usiądę. Meta! Pozostało podejść do stolika i spocząć. To przecież tak nie wiele. Jeden krok, drugi, trzecie... Jestem. Ostatnia misja przetrwać do dzwonka. Potem taki przymuł, że nic nie wiem. Łaskawie kilka przerw później dowiedziałam się że coś gadała o mnie. Szkoda że nie wiem dokładnie co, bo bym tego nie zostawiła bez komentarza! Jeśli ktoś wie co si działo proszę o poinformowanie.. Dzwonek! Jest!!! Przerwa! Pędem z klasy, gdzieś daleko stąd! Ale potem był niemiecki. Usiadłam w najdalszej ławce, w kącie, włączyłam status niewidoczny i dobrnęłam do końca. Tylko że potem jeszcze drugi niemiecki. Na tej lekcji powoli wracałam do żywych. Opisywałyśmy jakiś pokój ze zdjęcia. byłam z Karoliną i Weroniką i jakoś dałyśmy radę. Później religia. Szliśmy do Synagogi, a tam babka coś gadała o Konstytucji i jakaś wystawa czegoś była. Wróciliśmy dopiero na 20 minut ostatniej lekcji, na której czułam już się lepiej, choć nadal nie zbyt dobrze.
Ale przetrwałam i za to należą się brawa.
Przez cały ten koszmarny dzień czułam że mnie mdli i że zaraz zwymiotuję. A powód tego wszystkiego to ludzka głupota! Ale cóż.
Jazda powrotna była z Izą i Pati więc mnie jakoś wyciągnęły z tego bagna i trochę zapomniałam, a w domu coś zjadłam i też było lepiej. A teraz coś czuje, że coś wraca ;/
Ale jakoś dam chyba radę...
Drugi dzień matur, czyli drugi dzień wolności od szkoły. Kocham ten czas :) Postanowiłam aktywnie spędzić ten czas. Wczoraj pojechałam sobie do Koryt pograć w kosza. Tak się wyżyć trochę na piłce. Jednym słowem: odreagować. To tak za dużo nie dało, ale zawsze coś. No a dzisiaj... To był bardzo udany dzionek. Wycieczka krajoznawcza z Pyśką, Izabel, Moniczką, Marleną i Julką :) Przyznam: odwalało nam!!! Ale cóż wyszaleć się trzeba. A z nimi można zapomnieć o kłopotach i o wszystkich problemach... i po prostu cieszyć się chwilą obecną! A to jest w życiu bardzo ważne, aby umieć cieszyć się chwilą. Dzisiaj to osiągnęłam. A więc DZIĘKUJĘ dziewczynki :)
Przy okazji się pochwalę, iż Julka nauczyła nas tańca, z którym nie wstyd iść na jakąś zabawę. Wszyscy by przy nas wymiękli. :)
Ucieczka przed traktorem była niezwykle fantastyczna. Tak nam wszystkim skoczyła adrenalina, że masakra. Oczywiście wyścig wygrała moja skromna osoba.
Muszę się pochwalić jeszcze jednym wyczynem... Bo przecież założyć łańcuch przy rowerze nie jest rzeczą prostą :) A mi z Izą się to udało. Nawet dwa razy... I to się chwali :D
A na koniec kilka fotek z wypadu:
Nasza ekipa w pełnym składzie :D
Fot. Angela :) Joł
A jak da rade to filmiki będą w następnym poście, ale nic nie obiecuję ;/
Jak już weszliśmy w klimaty bajek to mam jeszcze jedną. Kiedyś ją znalazłam i tak mi się teraz przypomniała. Myślę, że ma mądry przekaz i warta jest oglądnięcia. W pernym sensie pokazuje wartość słowa "PRZYJAŹŃ".
Mimo wszystko....
Bądźmy takimi bocianami. Nie porzucajmy nikogo tylko dlatego, że jest inny. W każdej inności tkwi sekret. Ukryty skarb. Mimo, iż chmurka stwarzała same "szkodliwe" zwierzątka nie oznacza, że jest zła. W głębi serca ma ciepło.
Nie rezygnujmy z przyjaźni tylko dlatego, że ktoś jest inny. Na świecie są potrzebne zarówno jeże i krokodyle jak i pieski i kotki. Pamiętajmy, najważniejsze jest niewidoczne dla oczy. Prawdziwie widzi się tylko sercem. To co na zewnątrz jest mało ważne w porównaniu do tego co człowiek ma w środku. Mimo to, że nieraz coś nie wyjdzie trzeba brać pod uwagę fakt, że nie tak miało być. A czasu cofnąć się niestety nie da...
Drzew się zielenią, kwiatki kwitną... A fakt że słońca ostatnio brak jest smutny, ale da się żyć. W końcu i ono kiedyś zawita na niebie.
Mam wrażenie, że mój pies wyczuwa mój nastrój. Wczoraj gry wszyłam na dwór, aby trochę pobiegać i się z nim pobawić to był w stanie takim jak ja. W oczach tkwił smutek i ogólnie był taki inny. Dziś miałam trochę lepszy nastrój to i on był szczęśliwszy.
Kilka fotek z dziś. Wybrałam się na ogródek, bo Sandra przyjechała i tak z nudów powstały:
Przychodzi taki moment, taka chwila, że wszystkiego mamy dość. Myślimy po co jest to, po co ktoś wymyślił to całe życie... Nie znamy odpowiedzi. Dopada nas okropna chęć ucieczki. Byle jak najdalej. Kupić bilet w jedną stronę tak aby wyjechać i już nigdy tu nie wrócić.
A zresztą może tylko ja tak mam...
Takie uczucie niepotrzebności i beznadziei. Chcesz się komuś wygadać, tylko że jesteś akurat sama, bo przed kilkoma minutami odeszła osoba, która dawała tą szansę. Tylko ty nie chciałaś jej zadręczać, wiesz przecież że ma swoje kłopoty. Ale jednak piszesz. Piszesz co czujesz, prosisz by pomogła, by została, by wyciągnęła z tego bagna. Nie zdajesz sobie tylko sprawy, że prosisz o zbyt wiele. Bo chcesz przecież jak najszybciej uciec od tego wszystkiego. Ona mówi, że pomoże, tym razem ona nie wie ile to będzie kosztowało. Nie wie w jakim bagnie siedzisz. Gdy się w końcu spotykacie ona widzi, że coś jest nie tak, próbuję pomóc, pyta o co chodzi, co się stało, próbuję. Ty jesteś za to wdzięczna lecz nie potrafisz. Jesteś bezsilna. Chcesz powiedzieć o co chodzi lecz nie możesz. Nie potrafisz powiedzieć co czujesz i co tobą kieruje. Coś cię blokuje. Chcesz, a nie możesz! Ranisz tą osobę, żałujesz lecz nie możesz nic zrobić. A gdy już się zbierzesz i możesz wszystko powiedzieć, gdy już się odblokujesz... jej nie ma. Przecież ma swoje życie, ma przyjaciół, są ważniejsze sprawy od ciebie. Jeżeli ją odrzuciłaś to po co ma próbować ponownie? To jest bezsensu. Potem zdajesz sobie sprawę że jest za późno i już nic nie możesz zrobić. Chcesz cofnąć czas lecz nie idzie! Chcesz by to nigdy się nie zdarzyło! Chcesz by było jak dawniej. Lecz zraniłaś. Po raz kolejny. Tylko ranisz. Nic z ciebie pożytecznego nie ma. Wraz z przychodzącymi problemami niszczysz wszystko. Jesteś bezsilna!!!
Chcesz to wszystko naprawić lecz nie dostajesz szansy!