Człowiek jest wiel­ki nie przez to, co po­siada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
Jan Paweł II


"Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem."
Paulo Coelho "Alchemik"


sobota, 28 lipca 2012

zawsze ktoś musi coś popsuć

No i mamy burzę :)

Dzisiaj dzień zaczął się świetnie co prawda wstałam przed dziewiątą ale jakoś to przeżyłam. Sandra trochę pomarudziła jak to ma w zwyczaju ale było fajnie.Robiłyśmy różne rzeczy np. zagrałyśmy w chińczyka byłam druga :) Koło jedenastej poszła do basenu a ja w tym czasie poodkurzałam i prawie zdążyłam posprzątać w łazience. Dzisiaj jakoś pomimo upału miałam chęci do sprzątania. Co jest dziwnym wydarzeniem. A babcia i tak stwierdzi że nic nie robię tylko bym siedziała. Tylko że o co poprosi to jej zawsze zrobię albo pomogę. Tego ie widzi. Dawidek jest lepszy, który nic nie robi. Ale już się z tym przyzwyczaiłam moje jest zawsze drugie miejsce :) Potem był obiad. Sandra oczywiście marudziła bo musiała jeść. Ona najchętniej wcale obiadu by nie jadła. A jak już je to musi mieć specjalne jedzonko zrobione. Tak ją w domu nauczyli. Wkurza mnie to. Ale o tym później może... ;D Po obiedzie przyjechał Maciej z Szymonem na basen. Więc weszłam trochę oczywiście bez zamiaru kompania się bo dopiero co po obiedzie byłam :) tylko po to żeby Szymona trzymać żeby nie spadł z krokodyla i żeby się z nimi powygłupiać. Po kilku minutach ubranie już miałam z lekka mokre. Potem przyjechał Nikoś. On to po Sandrze to pierwszy do basenu :) Najmłodszy a najodważniejszy. Trochę się z nim powygłupiałam oczywiście z nim to powoli nie idzie :) Potem weszła Angela i mnie ochlapała tak że byłam cała mokra. Ale ja się nie poddałam i ją przewróciłam. Więc wyszłam z walki zwycięsko. Po dłuższej kąpieli wszyscy rozjechali się do domu. przyszedł czas na kolację. Sandra oczywiście najdłużej jadła. A później pokłóciłam się z babcią. Wkurzyła mnie. A poszło o młodą. Bo ona wszystko co weźmie zostawi na środku z nadzieją że ktoś po niej sprzątnie. Wszystko by chciała ale posprzątać po sobie nie umie, a ma w końcu to osiem lat. To już powinna trochę zrobić. Nikoś ma trzy i umie po sobie sprzątnąć. No więc nie sprzątnęła i mama powiedziała że ma wrócić i sprzątnąć a babcia na nas że ją "poganiamy", że się jej czepiamy. No sorry my nią poganiamy? To co ja mam za nią latać i wszystko sprzątać bo ona jest jakąś panią. Ja nie jestem jej służącą. Dobra może i jest na wakacjach ale bez przesady. Tak samo chciała malować. to jej dałam pędzel tylko powiedziałam że musi później go umyć i farby pochować tam gdzie były. To jest dużo? Dla takiej dziewczyny... Jeszcze powiedziała ok. Jak ok to ok. Skończyła zeszła na dół. I spytałam czy posprzątała odpowiedziała że tak. Zachodzę na górę a całe biurko zawalone nawet laptopa nie mogłam włączyć. I jak tu się nie ściekać? Szczerze to się nawet cieszę że jutro jedzie. Trochę spokoju.

 No i to właśnie tak minął ten sobotni dzień. Jakby babcia mi nie popsuła humoru to by było super :) Ale zawsze ktoś się z czymś znajdzie żeby rozwalić dobrą atmosferę. A i teraz mi się przypomniało jeszcze powiedziała takie coś "a ty niby sprzątałaś po sobie?" A z tego co ja pamiętam gdy miałam osiem lat i szłam do komunii to nie zostawiałam butów na środku korytarza, jadłam obiad i nie robiłam tak jak ona, nie musiałam mieć specjalnie szykowane, sprzątałam po sobie co wywaliłam, nie kłamałam mamie do telefonu jak byłam na wakacjach i nie pyskowałam.

Ale już skończę bo mnie nerwy biorą :-) jutro może będzie lepiej...

środa, 25 lipca 2012

Zmęczenie max

Bym coś napisała ale mi się nie chce :)

Więc powiem tylko tyle że jestem zmęczona nie wiem czym i nie wiem po czym, ale czy to ważne? Ważne że jestem zmęczona... ;-p

A dzisiaj dzionek przeleciał. Najpierw trzeba było wstać tak mi się nie chciało ale jednak to wykonałam, a gdy już wstałam trzeba było coś zjeść więc był obiad... A po obiedzie nadal mi się nic nie chciało ale musiałam jechać do Ostrowa. No więc w kinie było świetnie. Sid z babcią dali czadu xD. Nie no ogólnie polecam Epokę, można się trochę pośmiać.

No a potem dom, no i Sandra po kinie od razu u nas została w tym momencie z tego co słyszę to śpi. A niech śpi bo jutro wstanie koło ósmej. Ale nie ma ja tak szybko nie wstaje. Aż takiego poświęcenia nie będzie :-)

A teraz nudy max xD muszę jakieś zajęcie senswne chyba sobie znaleźć. Tylko u mnie ostatnio troche z tym kłopotu. A co tam po nudzę się trochę albo porobię NIC ostatnio świetnie mi to wychodzi :)

wtorek, 24 lipca 2012

Stwierdzam że: jest fajnie :-)

No i mówiłam że to będzie kosmos :)
Ale od początku, no dobra od niedzieli.
Moja krótka pamięć mnie zawodzi więc pamiętam tylko wieczór, o 19.30 zachciało mi się wsiąść na rower kilka godzin później trochę stękałam bo mnie nogi bolały max :) ale przeżyłam. Przed 20 spotkałam się z Izą, jak ja co niej napiszę "co robisz" ona już wie o co kaman. Więc potem jak to mamy w zwyczaju pod szkołę i dryndamy do Pyśki, ale niestety nie było jej na chacie i musiałyśmy same pogadać.Ale zaskoczenie ogromne dzwoni mi fon. Jakiś numer którego nie znam. Odbieram a tam Moniczka :) Co tam, co tam... Okazało się że się nudzi max więc pytamy czy przyjedzie do Koryt... Teraz??? O.o No a kiedy pewnie że teraz, wyjedziemy po ciebie. Ok to za 5 min będę :). No dobra jak za 5 min to nie wyjeżdżamy xD No i tak po 10 minutkach zjawiła się wyczekiwana Moniczka. Wtedy zaczynało się ściemniać, ale co tam jedziemy gdzieś kierunek Marlena. Dojeżdżamy ale i tak nie wchodzimy z uwagi na późną porę. Miałam na nie nerwa max ale ok. Jedziemy z powrotem. Jest godzina 21.30. Przez las, Koryta. Ligota i dom długo wyczekiwany. Po ciężkich staraniach dotarłam. Z uwagi na to że było chłodno już, ciemno, nie miałam powietrza w tylnim kole i mój rower mi jakoś nawala to całkiem szybko i sprawnie przejechałam. A potem tylko prysznic, łóżko, gg, fb i odpoczynek xD Ale najważniejsze że była świetna zabawa, to się liczy... Przejdźmy zatem do dnia wczorajszego czyli: poniedziałek. Wczoraj... yyy... z uwagi na swą pamięć także dużo nie pamiętam, ale pamiętam że kuzyni przyjechali bo na wakacjach u cioci byli więc w piłkę graliśmy. Ja z Maciejem na Dawida i Darka. Nie chwaląc się wygraliśmy :). Potem zjawił się Nikodem. Kuzyn babcię przywiózł więc kolejni goście. I tak zleciało jakoś. No to z wczorajszego tyle. A dzisiaj nic specjalnego: wtorek. Też Maciej z Darkiem się zjawili, przyszli na basen. Wykąpała bym się z nimi ale z uwagi na zimny stan wody i spotkanie klasowe sobie odpuściłam. No więc jak już wspomniałam później pojechałam na piaski na spotkanie. Klasa jak przypuszczałam. Kit. Ale na szczęście jest Beata. Szkoda że nie trafiłam do klasy jeszcze z Tyną... :( Ale jakoś to będzie. Okaże się wszystko we wrześniu. Jakoś nie mam zapału do tego wszystkiego ale trzeba to przeżyć. Może jak pochodzimy ze sobą do klasy kilka tygodni będzie lepiej. Czas pokaże... No to chyba z relacji tyle. A jutro... Sandra przyjeżdża. To oznacza że muszę laptopa odłożyć na biurko, :( a mi się tak fajnie z nim śpi :) Ale cóż to parę dni przetrwam. Będzie może fajnie. Postaram się nią dobrze opiekować.. hmmm.. Albo zrobię jej piekło hahaha... O_o nie no nie będę taka. Ale jeszcze przed tym wszystkim kino więc będzie dobrze. Musi. A teraz może jakiś film... przemyślę to :) Albo lecę na księżyc zwiedzę trochę wszechświata. Nie no widzę że mi już odbija:) a przecież nie jest jeszcze tak późno :)

czwartek, 19 lipca 2012

Takie tam nudy...

Ostatnio jest nawet całkiem miło. Od powrotu mama nie pije. Zdażyło jej się raz. Jednego dnia. W poniedziałek chyba to było. To był okropny dzień, wszystko co najgorsze akurat wtedy się przytrafiło. Ale przetrwałam :) nie chcę teraz do tego wracać, było minęło... Więc ten okres teraz jest super. Chciałabym mieć tak przez cały czas, jak najdłużej. Cieszę się że zdarzają się takie dni. Boję się jednego, że kiedyś, któregoś dnia to się skończy i powróci koszmar. TO będzie najgorsze. Najpierw znosić to wszystko, a później znowu jak przestanie "przyzwyczaić" się do sytuacji.  Ale na razie staram się o tym nie myśleć. Żyję teraźniejszością. Nie ważne co było i co będzie, ważne co jest. A teraz wszystko było by dobrze gdzyby mnie nie bolał palec. Oparzyłam się!!! W kciuk. Ale ból przechodzi już powoli. Ja sobię tego nie wyobrażam. Teraz oparzyłam sobie głupi palec i mnie bolało jak nie wiem co, a co dopiero musiałam czuć 15 lat temu gdy wylałam na siebie herbatę? Dobrze że tego czasu nie pamiętam. To musiało być okropne. Niekończący się ból, szpital, operacje. Koszmar. Swoje pierwsze urodziny spędziłam w szpitalu. Jak widać od małego jestem niezdarna :-) ale daje radę z tym żyć, jakoś mi to wychodzi...
A tak poza tym to nic się nie dzieje. Jak to wakacje nudy. Dzisiaj pobiłam swój rekord tych wakacji w porze wstawania. Ale może nie będę ujawniać o której wstałam. :) Wczoraj przyjechała kuzynka z córką więc trochę zabawnie było, co prawda miałam jechać do Koryt, ale cóż nie wyszło. Dzisiaj też gościnnie bo tym razem kuzyn z synkiem Nikodemem. to jest as.Jakie dzieła sztuki dzisiaj tworzył xD...
No a jutro piątek i kolejny tydzień przeleciał ;) Może jutro się do Koryt przejadę, ale jeszcze zobaczę jak z czasem. Będę spała znowu do późna, a o 20 Harry w tvn poleci, a tego przegapić nie wypada. :)
To teraz idę film kończyć oglądać, bo mnie wciągnął, a musiałam przerwać...
Jakoś dzisiaj mi nie wychodzi to pisanie, więc spadam :D

środa, 18 lipca 2012

Misiowa mini kolekcja

W czasie nudy ludzie robią różne rzeczy. Ja oprócz pisania różnych głupot tutaj lubię rysować. Nie wiem czy pisałam kiedyś o tym. Ale mniejsza o to.Więc nieraz mam chęć zrobienia czegoś. Podkręcam wtedy muzykę i wkraczam w świat wyobraźni, kolorów i takich tam :-) Co prawda bywają dni kiedy mam pustkę w głowię i nic nie mogę stworzyć wtedy rzucam się na łóżko i pogrążam się w rozmyśleniach, ale to już inny temat.

Więc pomyślałam sobie pewnego dnia: "misie są słodkie, a na dodatek potrafią tyle przekazać"
No i tak właśnie zaczęła się kolekcja miśków, co prawda namalowałam tylko cztery ale za pewne powstanie więcej :-)
Pierwszy z nich poszedł w świat jako prezent :) który ucieszył odbiorcę...
Drugi widnieje z boku, a tak dla przypomnienia:


Trzeci był tworzony na spontana, że tak powiem :-) Kolory trochę nie wyszły na zdjęciu ;/

I czwarty. Ostatni. Powstał dzisiaj, upsss.... już- wczoraj:

niedziela, 15 lipca 2012

Świat wielkich przygód

Dzień bez gadu i fejsa xD nie było znowu aż tak strasznie :-)
Powiem nawet że fajnie by było tak na dłużej odciąć się od cywilizacji. Samemu w domku, gdzieś koło jeziorka i lasu... mmm... musiało by być ciekawie. Zero rodziny, komputera, telewizji, internetu. Świat przyrody. Tylko wtedy bym musiała mieć kilka ton książek :) żeby się nie zanudzić na śmierć.
Wróćmy jednak do rzeczywistości. Wczoraj pojechaliśmy do dziadka teraz sam w domu jest bo babcia w szpitalu ;-/ Było nudno ale dało się znieść. Dzisiaj pojechaliśmy do babci. Z tego co mówi nie czuje się najgorzej, ale jej wierzyć... Ona zrobi wszystko żeby jak najszybciej wrócić do domu...
U dziadków zawsze wracają do mnie wspomnienia. Pamiętam te czasy. Z dobre kilka lat temu. Wiem, może miałam koło sześciu lat ;) Zawsze jak tak jechaliśmy to kuzynka, Dawid i ja wymyślaliśmy jakieś zabawy. Raz pamiętam jak bawiliśmy się w jakiś teatr albo coś. w jednym pokoju się szykowaliśmy i wszystko wymyślaliśmy a w drugim to przedstawialiśmy przed dziadkami i rodzicami. Dawid grał dziadka, szczególnie pamiętam jak kład się spać ściągał laczki i wsuwał je w charakterystyczny sposób pod łóżko. Paulina (kuzynka) była chyba babcią a ja chyba wnuczką ale nie jestem pewna. Było kilka scenek. Teraz nie mogę uwierzyć jaką mieliśmy wtedy wyobraźnie i tyle pomysłów. Potrafiliśmy wymyślić stroje, kto co mówi, wszystko było dograne. Wszystko udawało się w chyba niespełna godzinę. A ja zawsze się bałam że czegoś zapomnę. Nie wspomnę też o tym że jako najmłodsza miałam najgorsze role, ale ok :)   Innym razem znowu szliśmy do sklepu kupowaliśmy jakieś rzeczy typu gumki do włosów, wsuwki itp. byle było dużo i tanio a potem robiliśmy losy czy coś i widownia wygrywała. Pełno było tych wszystkich zabaw. Teraz pamiętam jak przez mgłę. Były jakieś teleturnieje... Normalnie świat wyobraźni i dobrej zabawy. Albo nocą też nieraz były jaja. U babci są tylko dwa pokoje, więc trzeba było się jakoś pomieścić. Spałam zawsze z Dawidem. Może to trochę głupio brzmi ale to w końcu mój brat ;D heh... No, i w nocy była walka o kołdrę. Niestety jako młodsza zawsze przegrywałam ale  nigdy się nie poddawałam od razu. To była zacięta walka, a jak już byłam mocno zdenerwowana to obrywał tak że próbowałam go zepchnąć. Mało kiedy mi się to udawało. ważne ze próbowałam xD
Albo wyjadaliśmy kapustę tak żeby nikt nie widział :)Zawsze była w woreczku. A na śniadanie babcia gotowała jajka. Takie dobre były.... Wakacje też tam były fajne... Raz z Pauliną poszłyśmy do lasu i robiłyśmy sobie zdjęcia. Ciekawa jestem czy jej jeszcze ma. A jak do cioci przyjechała jej siostrzenica chyba, bo tak szczerze to nawet nie wiem kto to do mnie jest to to razem chodziłyśmy na spacery śmiałyśmy się i ogólnie było fajnie. A teraz?? Teraz to nawet nie utrzymujemy ze sobą kontaktu. Wszystko jest inaczej. To nie to samo miejsce kuzynka już tam nie mieszka na dodatek ma już dziecko. My tam często nie jeździmy, a jak już jedziemy to się człowiek nudzi.
Ale jak dla mnie to miejsce i tak jest tym światem różnych zabaw, wielu pomysłów i wielkiej wyobraźni. Mimo że było to dobrych kilka może nawet kilkanaście lat temu. Wspomnienia zawsze pozostają, a to przecież jest cenny dar, do którego warto czasami wrócić.

Sama nie wieże że to wszystko teraz sobie przypomniałam, te wszystkie momenty... powspominać :)
Warto pamiętać że czasu się nie cofnie, a to co było niestety już nie powróci...

niedziela, 8 lipca 2012

Raczej miło i sympatycznie :)

Drugi post dzisiaj. Nadrabiam zaległości :) Żarcik po prostu muszę opisać to co się ostatnio zdarzyło. A dokładniej wczoraj.
Nadal nie wiem czy dobrze zrobiłam że skorzystałam z zaproszenia, ale cóż skorzystałam.
Nie wiem czy za bardzo nie przeszkadzałam. Może to miał być taki przyjacielski wypad.
Sobota- najpierw pomogłam babci przy obiedzie, to chyba raczej ona mi pomogła bo więcej zrobiłam. Jako to moja babcia narzekała że się źle czuje, że ją coś boli... Po obiedzie trzeba było pozmywać. Następnie pozamiatać pomyć podłogi itp. itd. Po tym wszystkim relaks w basenie. :) Psss... przeciez nie to chciałam opisać. Dostałam wspaniałą okazję i zaproszenie pojechania do osw na film "Lincz" oraz na spotkanie z Izą Kuną. Film już widziałam, ale starałam się bardzo nie komentować. Fajny i godny obejrzenia. W trakcie Martyna mnie zdenerwowała. Może nie potrzebnie jej powiedziałam, ale nie wiem o co jej chodzi. Próbuje udawać że nie jest na mnie zła, ale jej to nie wychodzi....
Izabela Kuna- aktorka, postać znana z wielu filmów. Gwiazda. Wyobrażałam ją sobie taką bardziej błyszczącą, że tak powiem. Ale dobrze że się taka nie okazała. Jest zwykłą, prostą kobietą. Nie świeci na prawo i lewo i nie chwali się czego ona nie zrobiła, w jakim filmie nie zagrała. Babka z poczuciem humoru i dystansem do siebie.
Więc dzień sam w sobie był dniem niesamowitym. Fajne takie oderwanie się od rzeczywistości. Chociaż na moment ale zawsze coś...
Kurde chciałam dużo napisać oczywiście dobrych rzeczy ale jakoś nie mam weny. I to jak zwykle. Nie no czy to zawsze tak musi być??
Dobra to zacznę inaczej.
Wiem że pani to będzie czytac więc bardzodziękuję jeszcze raz za miły wieczór.
Było miło i sympatycznie. Baaa... bardzo miło :)
Tylko że to nie mój świat...
Ja mam swój mały, skomplikowany... Książki, filmy, rodzina, problemy. A to jest świat wielki- gwiazdy, kino, obce twarze. TO chyba nie dla mnie :-).

Zaczynam marudzić, chyba jednak za dużo jak na jeden dzień. xD



O jednej sprawie zapomniałam  ;/ ale już teraz nie będę psuć nastroju


Rodzina Theodore

"Życie jest darem, a umiejętność jego przyjęcia polega między innymi na podejmowaniu codziennych wyzwań"
Cytat jak to cytat, ale jak dla mnie jest to cytat z przekazem. Książka, którą zamierzam zaraz opisać jest z tych, które warto przeczytać. Tak bynajmniej mi się wydaje. Opowiada o historii dwunastki dzieci, które żyją w ciągłym strachu, niepokoju i którym od małego doszczętnie wpajano do głowy że są do niczego,  nic nie potrafią i że nigdy do niczego w swoim życiu nie dojdą, że po prostu są nikim...
Historia oparta na autentycznych wydarzeniach. Mężczyzna opisuje swoje dzieciństwo, najgorszy okres w swoim życiu. Dla dziecka dzieciństwo powinno być czymś wspaniałym. Chwile spędzone z rodzicami na wspólnych zabawach, wspólne spacery, rozmowy, wsparcie u rodziców. Jednak okazuze sie że nie każdy ma wspaniałe dzieciństwo, nie każdy może polegać na swoich rodzicach.
"Są dzieci, które kulą się z przerażenia za każdym razem gdy usłyszą kroki ojca w drzwiach"
Ta opowieść zaczyna się jedną z najokrutniejszych sytuacji. Wayne miał sześć lat. Jego własny ojciec o mało go nie zabił. Ok, może i miał powód do złości, bo chłopak rozbił szybę ale bez przesady. Ojciec go po prostu skatował. Zaczął go kopać gdzie popadnie, zaciągnął do łaziki gdzie trzaskał o wannę, topił i wszystko co najgorsze. Pomimo wielkiej ilości krwi, wszystkich ran ten człowiek nie przestawał. Obok w pokoju siedziała matka. Nic nie zrobiła. Nie zamierzała nawet go powstrzymać. Bała się, przecież by ją zabił.... Po tej sytuacji Wayne nie poznał sam siebie. Stanął przed lustrem i nie poznał że to on sam....
Nie było dnia w którym by nie oberwali, no chyba że ojciec wracał tak pijany że od razu kładł się do łóżka.  Tak było przez wszystkie lata dzieciństwa. Dzień w dzień. Dzieci były żywione starym chlebem (w późniejszym czasie nazwanym dla świń) który miały posmarowany masłem orzechowym albo ketchupem. Nic więcej nie dostały. Były więźniami we własnym domu. Ojciec porobił bramki, żeby nie wychodziły. Za każdym razem gdy wyjeżdżał i wracał z pracy one musiały tam stać żeby je otwierać i zamykać. Jak ich nie było to wpadał w szał no a wtedy wiadomo co się działo. Potrafił wynaleźć najmniejszy drobiazg za który można komuś wtłuc.Wayne moczył się do łóżka, nieraz mu się udało to ukryc odwracając materac na łóżku, ale gdy nie zdążył obrywał. Twarz miał wcieraną aż do w mokre miejsce, robiła mu się aż czerwona. Tak za każdym razem. Wychował je tak że donosili jedno na drugiego, one na tym zyskiwały i miały powód żeby się podlizać i być tym lepszym. Donosiciel wtedy był wynagrodzony i nie dostawał lania. W późniejszym czasie i tak dostał za to że skarży. Wayne tak jak i jego rodzeństwo byli przekonani że wszyscy tak mają. Że wszyscy ojcowie tak robią i że to jest normalne tylko inne rodziny są bogatsze i sie lepiej ubierają. Chłopak był ze szystkich najsilniejszy. Potrafił uciekać. Niezauważony wychodził do lasu, gdzie mieli wstęp zabroniony. Udawało mu się to. Tam czuł się wolny, jadł owoce, rozmawiał z drzewami które uważał za przyjaciół.... Te dzieci z matką miały ciężkie życie. Drżeli jak tylko usyłszeli koła samochodu na podjeźnie. Dzień w dzień. Matka uciekała gdy tylko zaszła w kolejną ciążę. Ojciec ją szukał i sprowadzał do domu. Nie mogli skończyć szkoły, bo gdy tylko dosięgnęli odpowiedniego wieku musieli iść do pracy i zarabiać na ojca. Wszystko co zarobili musieli oddać. Wayne w wieku chyba piętnastu lat uciekł. Pomagali mu koledzy których poznał w parku. Potem znalazł prace i raził sobie w życiu. Aż wpadł w narkotyki. Udało mu się z nich wyciągnąć.
Nie będę zdradzać jak się historia kończy. Powiem tylko że Wayne przeżył jeszcze wiele. Umarł mu synek. Dwa razy się ożenił. Chciał popełnić samobójstwo. Jednak przetrwał całe życie.
Jak to książka która daje do myślenia, przynajmniej mi dała. Opowiada jak przetrwać nawet to najgorsze. Pokazuje żeby sie nigdy nie poddawać.
"Najważniejszą rzeczą jest, by samemu nie karać się za popełnione błędy, lecz iść śmiało do przodu, dzień po dniu."
I tym optymistycznym akcentem nie zdradzając wszystkich sekretów kończę ten nieudany post. Nieudany ponieważ myślałam że ten opis mi lepiej wyjdzie a tu takie coś ;/ ale cóż..

wtorek, 3 lipca 2012

Dziwne samopoczucie...

Zawsze mam kłopot jak zacząć, a zresztą nie tylko z tym. Kłopot mam też nieraz z pisaniem. Przed zaczęciem pełno myśli, pełno pomysłów, a jak przychodzi co do czego to o połowie zapominam. Ale cóż taka moja natura. Ale dzisiaj będzie ogólnie o życiu :)

Jak na razie wszystko jest ok. no może nie do końca wszystko, ale zaczęłam się już przyzwyczajać do obecnej sytuacji. Najgorsze to były pierwsze dni. Wtedy nie dawałam rady. Z tego powodu głupią rzecz zrobiłam, ale ja już tak mam. Z nerwów robię coś czego robić nie powinnam. Przecież ból mi już nawet nie pomaga, ale zawsze pojmę że to było nie potrzebne po fakcie... Oj, rozwinęłam nie potrzebny wątek. To było chyba tydzień temu, więc dawno i nie prawda... Na czym to ja skończyłam??  Ano tak.. że nie dawałam rady, jak to tak powiem teraz się przyzwyczaiłam. Już przeżywałam kilka razy taką sytuację. Teraz jest ok. Najgorzej będzie jak ona wróci i będzie udawać że nic się nie stało. Ja zawsze potrafiłam jej wybaczyć. Potrafiłam nawet z tatą po nią jechać. Teraz nawet nie mogę pojąć dlaczego... Dlaczego byłam taka głupia. I to jest w tym wszystkim najgorsze. Że potrafię jej to wszystko wybaczyć. Najgorsze rzeczy. I za to siebie nie na widzę. A teraz co? jest fajnie nie ma jej dajemy sobie rade. A za kilka dni zrobi wejście smoka i będzie udawać kochaną mamusie. Nie cierpię tego stanu!! Już wole jak piję albo jak jej niema niż jak udaję że nic się nie stało. Jak udaje że ona nic złego nie robi... A ja jak zwykle jej wszystko wybaczę. :( Niby dlaczego tak się dzieje? Bo co bo to mama?? No i co z tego. W dupie to mam. Ale dlaczego ja nie potrafię jej tego wszystkiego wygarnąć? Jestem zbyt słaba. :(

Miałam się cieszyć wakacjami, a ja znowu opowiadam jakieś historie przez które uśmiech nie pojawia mi się na twarzy.
Jakoś nie potrafię się cieszyć. Nie czuję tych wakacji. Jakby ich nie było. Brakuje mi w nich czegoś. Dokładnie nie wiem czego. Ale chyba tu chodzi o to, o czym pisałam ostatnio. O oderwanie się, odizolowanie, odcięcie od rzeczywistości.Ale cóż nie ma co marzyć :)

Dzisiaj oderwałam się na kilka godzin. Z Pyśką i Izą się spotkałyśmy. Było zabawnie. Pogadałyśmy, pośmiałyśmy się  jakoś ten czas zleciał. Chwila relaksu. Lepsze to niż nic. 

A teraz się dziwacznie czuję :(
Niby nic sic nie stało, ale czuję jakąś pustkę. Ale tak jeszcze nigdy nie miałam, taka do niczego nie potrzebna. Nie to chyba źle ujęte. Bo ludzie odzywają się do mnie jak czegoś potrzebują. Tylko jak w czymś pomóc, albo coś zrobić. A ja się narzucać nie będę. Ale cóż jakoś trzeba przetrwać na tym świecie...

niedziela, 1 lipca 2012

Zmęczenie

Niby wakacje, a ja ich nie czuję...
Może to przez zmęczenie...
Wczoraj wstałam chyba przed dziesiątą. Musiałam iść do sklepu, potem robiłam sałatkę trochę zleciało. Następnie miałam do zrobienia dwa placki. połowę zrobiłam, potemu musiałam pomóc babci zrobić obiad. Potem po nim posprzątać, no a gdy skończyłam z tym wszystkim dokończyłam placki. No i na koniec zostało sprzątanie. Odkurzanie, mycie podług itp. itd. Jeszcze z tatą po Dawida jechaliśmy. Więc wieczorem jak się ległam na łóżko to aż mi ulżyło. :) Mówiłam sobie pójdę szybciej spać. Poszłam spać przed północy. Powyłączałam wszystko i mi się spać odechciało. Myślałam że szału dostanę. Od czwartej nie mogłam usnąć. Potem się wnerwiłam otworzyłam okno na całą szerokość. Fajnie się chłodno zrobiło i usnęłam. Nawet nie słyszałam jak padało, a Dawid mówił że dosyć mocno. Wstałam koło dziesiątej. I akcja od nowa obiad, posprzątać... no a potem goście się do babci na imieninki zjechali.Ludzi trochę było ale przynajmniej czas jakoś zleciał. Jeszcze na cmentarz z ciocią pojechałam. Przyjechaliśmy to Dawid już grilla robił. I tak dotrwałam do wieczora.
Książkę zaczęłam nową czytać. Oparta na faktach, chociaż sama nie wiem czy dobrze zrobiłam zaczynając ją czytać. Opowiada o strasznej historii. Rodzina Theodore. Mężczyzna opowiada o swoim dzieciństwie. Ale jestem ciekawa jak to się zakończy więc muszę dokończyć :)

A tak wracając do rzeczywistości... Zazwyczaj nie mam marzeń bo nie wierze w ich spełnienie ale teraz jedno mam, takie na chwilę obecną... - Wyjechać. Gdzieś byle daleko. Oderwać się od tego całego syfu, od rzeczywistości. Uciec tak żeby się niczym nie przejmować. Zapomnieć o całym otaczającym mnie świecie. Bo mam dość tych wszystkich obowiązków. Tylko to jest nie możliwe. Nie mam sumienia zostawić babci samej z tym wszystkim. Już mam wyrzuty sumienia że tyle musi robić, a co dopiero jak bym ją zostawiła... Nie potrafię tak. Jak była szkoła to chociaż tam trochę odpoczęłam, a teraz nie ma już gdzie...
Ale co?? jakoś muszę dać radę...........