Było to latem rok temu.
Słodziak, nie? Pamiętam jak coś piszczało pod bramą, a kilka minut później mama przyniosła im go do pokoju. A ja takie zdziwko- co to jest? Taka mała kuleczka, która przestraszona nie przestawała piszczeć :) Skąd on się wziął pod naszą bramą do tej pory nie wiem, ktoś podrzucił i tyle. On nie miał być mój. Pani ze schroniska przyjechała, ale jak się dowiedziałam, że tam takie małe szczeniaki nie żyją długo, bo schronisko jest przeładowane to został u nas. Teraz już co prawda większy i to dużo większy, swoje za uszami miał, bo do tych grzecznych piesków nie należał. Potrafił zdenerwować, ale jak przybiegł taki gdy przyszłam ze szkoły to fajne uczucie :) Co prawda nie zawsze miałam nastrój, żeby go pogłaskać, albo się odezwać i to nawet często. Jednak były też te dni gdy pobawiłam się z nim. Dzisiaj mi się jakoś śpieszyło i nie zwróciłam na niego uwagi.....
I się z nim nie pożegnałam :(
Strasznie pusto będzie bez niego.
Psy mają takie coś, że jak upodobają sobie jakieś miejsce to ono już na zawsze zostaje jego. Damone gdy był mały upodobał sobie ławkę na podwórku i zawsze pod nią leżał, teraz już się pod nią prawie nie mieścił ale nadal to było jego miejsce, jak się chował to tylko tam :) Albo przesiadywał na schodach :D
Dziękuję że byłeś mój piesku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz