Człowiek jest wiel­ki nie przez to, co po­siada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
Jan Paweł II


"Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem."
Paulo Coelho "Alchemik"


sobota, 28 lipca 2012

zawsze ktoś musi coś popsuć

No i mamy burzę :)

Dzisiaj dzień zaczął się świetnie co prawda wstałam przed dziewiątą ale jakoś to przeżyłam. Sandra trochę pomarudziła jak to ma w zwyczaju ale było fajnie.Robiłyśmy różne rzeczy np. zagrałyśmy w chińczyka byłam druga :) Koło jedenastej poszła do basenu a ja w tym czasie poodkurzałam i prawie zdążyłam posprzątać w łazience. Dzisiaj jakoś pomimo upału miałam chęci do sprzątania. Co jest dziwnym wydarzeniem. A babcia i tak stwierdzi że nic nie robię tylko bym siedziała. Tylko że o co poprosi to jej zawsze zrobię albo pomogę. Tego ie widzi. Dawidek jest lepszy, który nic nie robi. Ale już się z tym przyzwyczaiłam moje jest zawsze drugie miejsce :) Potem był obiad. Sandra oczywiście marudziła bo musiała jeść. Ona najchętniej wcale obiadu by nie jadła. A jak już je to musi mieć specjalne jedzonko zrobione. Tak ją w domu nauczyli. Wkurza mnie to. Ale o tym później może... ;D Po obiedzie przyjechał Maciej z Szymonem na basen. Więc weszłam trochę oczywiście bez zamiaru kompania się bo dopiero co po obiedzie byłam :) tylko po to żeby Szymona trzymać żeby nie spadł z krokodyla i żeby się z nimi powygłupiać. Po kilku minutach ubranie już miałam z lekka mokre. Potem przyjechał Nikoś. On to po Sandrze to pierwszy do basenu :) Najmłodszy a najodważniejszy. Trochę się z nim powygłupiałam oczywiście z nim to powoli nie idzie :) Potem weszła Angela i mnie ochlapała tak że byłam cała mokra. Ale ja się nie poddałam i ją przewróciłam. Więc wyszłam z walki zwycięsko. Po dłuższej kąpieli wszyscy rozjechali się do domu. przyszedł czas na kolację. Sandra oczywiście najdłużej jadła. A później pokłóciłam się z babcią. Wkurzyła mnie. A poszło o młodą. Bo ona wszystko co weźmie zostawi na środku z nadzieją że ktoś po niej sprzątnie. Wszystko by chciała ale posprzątać po sobie nie umie, a ma w końcu to osiem lat. To już powinna trochę zrobić. Nikoś ma trzy i umie po sobie sprzątnąć. No więc nie sprzątnęła i mama powiedziała że ma wrócić i sprzątnąć a babcia na nas że ją "poganiamy", że się jej czepiamy. No sorry my nią poganiamy? To co ja mam za nią latać i wszystko sprzątać bo ona jest jakąś panią. Ja nie jestem jej służącą. Dobra może i jest na wakacjach ale bez przesady. Tak samo chciała malować. to jej dałam pędzel tylko powiedziałam że musi później go umyć i farby pochować tam gdzie były. To jest dużo? Dla takiej dziewczyny... Jeszcze powiedziała ok. Jak ok to ok. Skończyła zeszła na dół. I spytałam czy posprzątała odpowiedziała że tak. Zachodzę na górę a całe biurko zawalone nawet laptopa nie mogłam włączyć. I jak tu się nie ściekać? Szczerze to się nawet cieszę że jutro jedzie. Trochę spokoju.

 No i to właśnie tak minął ten sobotni dzień. Jakby babcia mi nie popsuła humoru to by było super :) Ale zawsze ktoś się z czymś znajdzie żeby rozwalić dobrą atmosferę. A i teraz mi się przypomniało jeszcze powiedziała takie coś "a ty niby sprzątałaś po sobie?" A z tego co ja pamiętam gdy miałam osiem lat i szłam do komunii to nie zostawiałam butów na środku korytarza, jadłam obiad i nie robiłam tak jak ona, nie musiałam mieć specjalnie szykowane, sprzątałam po sobie co wywaliłam, nie kłamałam mamie do telefonu jak byłam na wakacjach i nie pyskowałam.

Ale już skończę bo mnie nerwy biorą :-) jutro może będzie lepiej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz