Miałam iść spać, nawet powiem wam, ze mi się chcę. Z drugiej strony i tak nie zasnę więc co mi szkodzi coś napisać? Tym bardziej, że mam jeszcze jeden powód. Zrobiłam sobie herbatkę, jest taka gorąca, ze szkoda mi jej zostawiać :) Coś czuję, ze mnie znów coś chwyta. Gardełko mnie zaczyna boleć i kaszelek dostaje ;/ Nie lubię tego stanu, ale cóż poradzić? :)
Pamiętacie jak wspominałam o maratonie? Zdałam sobie sprawę, że już dawno minął tydzień, a ja jeszcze ani słowa nie napisałam. Więc był tak....
Piątek. Jeszcze wam powiem, że tego dnia byłam na strzelnicy w Pleszewie :) Tak mi się źle strzelało, ze masakra :) Ale wyprawa była spoko i nawet tak się złożyło, ze wróciłam wcześniej do domu. O 15 już chyba byłam. Miałam trzy godziny. Poszłam pobiegać :) Jak ja to uwielbiam. Dziś tak sobie myślała, że skoro o 18.30 jest chyba jeszcze na dworze widać, to zacznę sobie po powrocie ze szkoły biegać, taki króciutki dystans ale zawsze coś. Wracając do tematu. Jakoś około 40 minut może mi to zajęło i o 16.15 jakoś byłam w domu. Okazało się że migają prądem. No pięknie. Zapowiadało się cudownie. Gdy tata z Dawidem przyjechali z pracy prąd zniknął już na dobre. A mnie czekał prysznic przy świecach. Nawet było przyjemnie gdyby nie fakt, że potem musiałam uruchomić suszarkę bez prądu. I jak to zrobić? Zaczęło się "suszenie" ręcznikiem. Dla efektów świetlnych otworzyłam drzwi, aby trochę widzieć, albowiem na korytarzu było jasno. Mój pomysłowy braciszek wpadł na pomysł by mi świeczki pogasić. Ciekawa jestem czy przed zdmuchnięciem pomyślał życzenie :) Kilka minut się z nim siłowałam i broniłam świeczkę przed jego podmuchami, ale nie dałam rady. Zadowolony ze swych efektów opuścił mnie, a ja musiałam szukać zapałek, które postanowiły zabawić się w chowanego. Włosy na szczęście w efekcie końcowym były suche :) Nadeszła godzina 18. Ja chciałam być tam na czas. Ale wyszło jak wyszło. W rezultacie było tylko chyba 10 minutek spóźnienia i na szczęście nikt nie zauważył.
Co prawda gimnazjum skończyłam 2 lata temu, szmat czasu, ale ja nadal z przyjemnością tam wracam. Tym bardziej jak są takie miłe okazje. Podkreślę jeszcze raz fakt, że maraton zaczął się bez prądu. Na szczęście było miłe wprowadzenie, a później niespodzianka. Oddali prąd :) Jak to na maraton filmowy przystało nie obeszło się bez filmów. Najpierw "Róbmy zdjęcie" film ukazujący na planie prace reżysera i całej ekipy filmowej. Idąc do kina, czy nawet w domku przed TV nie zdajemy sobie sprawy ile ludzi jest zaangażowanych w pracę nad filmem i ile trzeba to sił i energii włożyć. Kolejnym filmem był "Wymyk" jeden z filmów pokazujących człowieka. Jeden z tych filmów, który po zakończeniu pozostawia nas w dylemacie i z zapytaniem do samego siebie, a może i także do Boga- dlaczego tak jest? Jeden z tych filmów, który warto obejrzeć i samemu poznać jego przesłanie. Przyszedł czas także na jeszcze jeden film "motyl i skafander"- obraz, który przypomniał mi losy Mateusza z książki przeczytanej kilka miesięcy wstecz "chce się żyć". Obaj mężczyźni mieli coś wspólnego. I obydwoje na końcu zostali zrozumiani przez drugiego człowieka. Tylko, że u Mateusza było to znacznie później. Podobało mi się w tym filmie także umiejscowienie kamery, większość chyba czasu ukazany świat był pokazywany z perspektywy wzroku głównego bohatera. Zapuszczone w późniejszych godzinach filmy to obrazy, które już wcześniej widziałam: "Młodzi gniewni", "Niezłomny" i "siła spokoju" - chyba nic nie ominęłam :) W między czasie nie mogło zabraknąć rozgrzewania umysłu. Najpierw kalamburki, chyba tak to się jakoś nazywa. Dostajesz tytuł filmu i musisz pokazać, a reszta zgaduje. Sama nie wieże w to, ze poszłam na ochotnika. Na szczęście miałam najłatwiejsze jakie może być. W pierwszym zapożyczyłam na sekund 5 maskotkę i od razu było wiadomo, ze chodzi o MISIA. Poczułam jednak, ze poszłam na łatwiznę, więc poszłam i drugi raz. Było trudniej, ale pomysł szybko mi wpadł do głowy. Pożyczyłam tym razem obrączkę. Pierwsza myśl jaka mi wpadła do głowy to uklęknąć i założyć obrączkę na rękę. Ale przecież to nie chodziło o zaręczyny, a o wesele. Więc wszystko odbyło się na stojąco, że tak powiem. Ale statystkę miałam wspaniałą :) Dwie minuty po zakończeniu ceremonii i oczywiście po odgadnięciu WESELA wpadł mi genialny pomysł jak można by to było lepiej przedstawić. Niestety było już za późno. Zawsze genialne pomysły przychodzą mi za późno :(
I tak oto właśnie cała noc z piątku na sobotę została nie przespana :) W miłym towarzystwie i dobrej zabawie.
Na zakończenie, dziękuję raz jeszcze na zaproszenie. :) Było genialnie i mam nadzieje, żę będzie jeszcze okazja i zostanę zaproszona :)
 |
Moje rozmyślanie nad tym jak to wszystko ukazać. Z panią Ulą w roli głównej , która to mi statystowała, jak to wcześniej nazwałam :) |
 |
A to zdjęcie ukazuje najlepiej, że to właśnie ja potrafię dobrać sobie wspaniale miejsce spoczynku :) |
Na razie tylko dwie foty :) Czekam na więcej, więc kiedyś może coś wrzucę :)
A teraz herbatka się skończyła, czas się skończył więc wszyscy idą spać :) Ahoj!